Telefon

357 9 0
                                    

                                                                            Hailie

Obudziłam się z bólem głowy. Rozejrzałam się. Siedziałam w tym samym vanie. Mój oddech przyspieszył. Co się dzieje? Mój porywacz siedział na fotelu kierowcy z przodu. Postanowiłam zadziałać. Przeskanowałam auto wzrokiem. Poszukiwałam ostrego przedmiotu. Nic nie znalazłam.

-Nie szukaj niczego bo niczego nie znajdziesz- zaśmiał się kierowca. Spojrzał na mnie w lusterku- Nikt cię nie znajdzie. Lepiej pożegnaj się ze stanami.

Zamarłam. Wywozi mnie ze stanów? Musiałam działać szybko. Zignorowałam go i zamknęłam oczy. Myślałam nad wszystkimi dostępnymi opcjami. Wymyśliłam plan.

-Muszę do toalety- wypaliłam i się zaczerwieniłam

-No i?

-Wysadzi mnie pan tu przy lesie? Proszę. Źle się czuję.- udałam że mnie mdli.

Facet westchnął ostentacyjnie i burczał coś pod nosem. Zaparkował przy lesie i dał mi wysiąść. 

-Nie waż się uciekać bo wiesz co się stanie- warknął i pokazał mi broń. Kiwnęłam głową.- Pójdziesz tam- wskazał najbliższe krzaki- i nie wymyślaj nic bo strzelę.

Powiedział i się odwrócił. Przynajmniej dał mi prywatność. Podreptałam w stronę ów krzaków i załatwiłam swoje potrzeby. Rozejrzałam się. Jak ucieknę, to nie przeżyję tu trzech godzin, jest tak zimno. Chyba jestem daleko od domu, i nie wiem gdzie są teraz chłopcy. Podeszłam po cichu do jakiegoś drzewa.

-Już?- niecierpliwił się porywacz.

-Jeszcze chwila!- krzyknęłam udając wymioty.

Podeszłam cichutko do konaru. Przyłożyłam do niego więzły i zaczęłam powoli je piłować. Po chwili poczułam że sznur puścił. Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do swojej roli. Chowając ręce za siebie zaczęłam kaszleć (udawałam) i pisnęłam słabo ,,już,,. Mężczyzna mruknął coś w stylu ,,wreszcie,, i wpakował się do auta. Ja tak samo, tyle że usiadłam jak najdalej od niego. Przez następne pół godziny siedziałam cichutko i grzecznie, aż się zatrzymaliśmy. Czy to już koniec trasy? Zaczęłam się martwić bo to psuło mój plan. Na szczęście facet wyskoczył z auta by pogadać z jakimś innym gościem. To moja szansa! Szarpnęłam ręce, a sznur od razu puścił. Wyciągnęłam z rękawa telefon i z prędkością światła odpaliłam naszą grupkę. Ale.... Co mam napisać? Ratunku? Pisz nie gadaj -skarciłam się

                                                      Czat Rodziny Monet

HAILIE: Pomóżcie proszę. Siedzę związana w vanie z jakimś gościem, ledwo co zostawiłam sobie telefon, a on chce mnie wywieść za stanów! POMOCY!

                                                                   Hailie

Stukałam w klawiaturę jak szalona. Nikt nie odpisał. Schowałam komórkę z powrotem do rękawa. Czekałam aż zawibruje. Nie zawibrował. Obcy facet wsiadł do auta. Przeszył mnie podejrzliwym spojrzeniem po czym usiadł za kółkiem i odpalił wóz. Ruszyliśmy w dalszą drogę.  Mój porywacz znów przyłożył mi tą szmatę do buzi i nosa. Straciłam nadzieję. Nawet się nie wyrywałam. Nie chcąc tego najbardziej na świecie, zasnęłam.

                                                           POV: Dylana

Jechałem najszybciej jak się da. Za nami jechali Vince i Will. Byłem tak wkurwiony że się nie odzywałem tylko kląłem pod nosem. Jechaliśmy od czterech godzin, a i tak Hailie była coraz dalej od nas. Nagle zawibrował mi telefon. Shane przejął go od razu. Zerknąłem na niego wkurzony, ale cały mój gniew uleciał gdy zobaczyłem jego minę. 

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now