POV: Vincenta
Przyjechaliśmy z pogotowiem na miejsce jak najszybciej. Will zabrał się za mną, a Shane i Tony mieli zostać w domu. Zastaliśmy rozbite auto Dylana, na poboczu lasu, blisko głównych dróg i w miarę blisko rezydencji. Od razu rzuciliśmy się by sprawdzić czy wszystko w porządku, ale zatrzymałem się w połowie trasy. Nigdzie nie było Hailie. Pogotowie sprawdziło szybko stan Dylana. Był poważny. Natychmiast zawieziono go do szpitala, ale ja zostałem.
-Gdzie Hailie?!- zaniepokoił się Will po czym załamał mu się głos- Ona żyje prawda?
- Żyje- oznajmiłem- Przecież do mnie zadzwoniła.
-To gdzie ona jest?!- spanikował mój brat.
-Uspokój się. Pomyśl- warknąłem- Na pewno nigdzie nie poszła. Nie miała gdzie. Poza tym, nie zostawiła by Dylana w takim stanie- mówiłem trochę do niego, trochę do siebie- Nikogo tutaj też nie ma. Rzadko kto jeździ tymi drogami...
-Sugerujesz że wypadek był ustawiony...?- zdziwił się zestresowany Will.
Odetchnąłem głęboko.
-Powtórzę: Pomyśl. Widzisz gdzieś drugie auto? Nie. Nie sądzę również, by Dylan się popisywał i wygłupiał , gdy jechał razem z Hailie. Szansa na to że, na przykład, niechcący wpadł w poślizg jest mała, ponieważ jest ciepło. Beton jest rozgrzany- wymieniałem- Do tego, Hailie magicznie zniknęła, po tym jak dzwoniła do mnie po pomoc, zapłakana i spanikowana że nie wie co robić. Wszystko wygląda na to, że to było umyślne zderzenie- podsumowałem w końcu.
Zerknąłem przelotnie na brata. Will powoli łączył fakty, które przedstawiłem mu przed chwilą. Spoważniał i widziałem w jego oczach film następujących emocji; strach, irytacja, gniew i rozpacz. Układałem w głowie plan działania. Nie wiemy co tu się stało, a tym bardziej kto spowodował wypadek. Nie wiemy również, gdzie jest Hailie i kto ją porwał. Mało miałem pomysłów, jak z tego wybrnąć ale z pomocą przyszedł Will:
-Ej, a tu nie ma czasami kamer..?- zapytał cicho wskazując na jakiś słup.
Przyjrzałem się lampie i faktycznie, była na nim kamera.
-Są- potwierdziłem- To na pewno ułatwi nam zadanie.
*kilka godzin później *
Hailie
Obudziłam się obolała i przestraszona. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Było malutkie i wydawało mi się że skądś ja znam.
Zamarłam.
To było moje stare mieszkanie.
Tutaj od zawsze mieszkałam z mamą. Wiązałam z tym miejscem mnóstwo wspomnień, w większości dobrych. Zawsze lubiłam biegać między małymi mebelkami w moim pokoju. Dlatego teraz z niedowierzaniem patrzyłam na pusty, różowy pokoik. Zauważyłam naklejki, które kiedyś przykleiłam do ściany. Mama powiedziała że tak nie wolno i kazała mi je zdrapywać. Nie chciało mi się tego robić więc postawiłam mój domek dla lalek tak, by nie było ich widać. Byłam wtedy z siebie dumna. Teraz za to, jestem przerażona. Jak to się stało że jestem w swoim starym domu? Wysiliłam mój mózg by połączyć kropki i wtedy mnie olśniło.
Ale nie w dobrym sensie. Olśniła mnie myśl, która spowodowała że zamarłam.
Nie jestem już w Pensylwanii.
Jestem w Anglii.
YOU ARE READING
Rodzina Monet
Teen FictionW tej zakładce będziesz śledzić losy rodziny która podbiła serca czytelników. Będą to wymyślone przeze mnie zdarzenia ale możliwe jest że pojawią się pojedyncze spoilery. Staram się by akcja była śmieszna, smutna a także wartka (jakby ktoś nie wiedz...