Hailie
-No co?- uniosłam brwi.
-Żarcie- odparł Tony, rzucając mi paczkę z jedzeniem.
-Dzięki- odparłam z niechęcią, ponieważ nie złapałam paczki w locie i upadła na podłogę.
Zjedliśmy burgery ze smakiem, śmiejąc się z żartów Shane'a, Tony'ego i Dylana. Trochę mi przeszło to małe załamanie ale i tak spotkałam się z psychologiem. Pani w szpitalu była bardzo miła. Wszystko w końcu się wyjaśniło i ulżyło mi, że to już koniec.
Od czasu do czasu nadal miewam koszmarne sny ale mam specjalne leki na uspokojenie. Wspominam jedną noc, w której taki koszmar się zdarzył. Nie miałam wtedy jeszcze tych leków. To było już w rezydencji, zaraz po wypisie ze szpitala.....
~~::::::~~
Obudziłam się cała zalana zimnym potem i z drżącymi rękami. Moja klatka piersiowa unosiła się o wiele za szybko, a głowa pulsowała niemiłosiernie. Odkryłam kołdrę ze swojego rozgrzanego, drobnego ciała i napiłam się ze szklanki wody, którą trzymałam przy łóżku. Zaczęłam powoli starać się uspokoić. Nic z tego. Czułam że z twarzy odpływa mi krew. Spanikowana podniosłam się i podreptałam do biurka by zobaczyć która jest godzina. 2:24. Westchnęłam ciężko i spróbowałam znowu zasnąć, jednak gdy zamykałam oczy, zawsze widziałam przeklęty koszmar z kawiarni. Otworzyłam oczy i leżałam z szeroko rozwartymi powiekami, patrząc w ścianę. znowu poczułam wielką obawę, że chłopcom coś się stało. Czy mam do nich iść i sprawdzić czy nic im nie jest? Odrzuciłam ten pomysł, ponieważ wszystkich bym obudziła. Poza tym, byłam przyzwyczajona do tych snów i wiedziałam że to tylko lekkie schizy. Nie wiem ile tak leżałam, ale zdecydowanie długo. W końcu się poddałam i znów zerknęłam na godzinę. 3:43. Od razu załamałam się wewnętrznie. Przecież nikogo nie obudzę o tej godzinie! Postanowiłam zejść po cichu, by nikt się nie dowiedział. To chyba nie będzie trudne co nie? Rezydencja jest wielka i obszerna, więc jak będę stawiać nieusłyszalne kroki to nikt nie zauważy. Uchyliłam drzwi od pokoju i postawiłam mały, chwiejny krok. Skradając się po schodach lekko się potknęłam, ale w porę złapałam się barierki.
-Ah!- jęknęłam z bólu bo źle postawiłam stopę.
Zakryłam usta dłonią. Przyśpieszyłam kroku i szybciutko dotarłam do kuchni. Otworzyłam szafkę i zaczęłam szukać leków przeciwbólowych lub pomagających zasnąć. Na ślepo przeglądałam różne kartoniki tabletek wspomagając się malutkim światełkiem w kuchni, które zapalało się od ruchu w pomieszczeniu. W skupieniu skanowałam pudełka, aż nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-A!-odwróciłam się szarpnięciem.
-Nie drzyj się- warknął sennie Tony.
Odetchnęłam. Czy ja na prawdę musiałam obudzić akurat tego brata?
-Idź spać- odwarknęłam.
-To ty idź do łóżka- złapał mnie delikatnie za ramię i popchnął lekko w stronę schodów- Jazda
-Przestań!- pisnęłam.
-Po co zeszłaś na dół?- zapytał obojętnie ale zabrał ode mnie wytatuowaną rękę.
-Nie twoja sprawa- wymamrotałam.
-Jezu no przecież nic ci nie zrobię. Możesz mi powiedzieć- mruknął.
-Nie mogę spać i źle się czuję. To nic- bąknęłam- Chciałam tylko tabletkę na...
Nie dokończyłam bo Tony odwrócił się i zaczął powoli odchodzić. Już myślałam że po prostu mnie zignorował i stałam w miejscu jak kołek ale on czekał aż pójdę za nim.
-Choć- burknął.
Posłusznie i bez słowa podążyłam za bratem, który dzięki lampce w telefonie podał mi jakieś dwie tabletki. Nie pytałam co mi dał bo ufałam mu że mnie nie otruje. Łyknęłam leki i popiłam je wodą.
-Tabletki zadziałają za około 20 minut- oznajmił- Teraz idź do łóżka dziewczynko.
-Nie zasnę- znów bąknęłam.
-Zaśniesz- powiedział i zaczął wchodzić po schodach- Połóż się młoda i nie marudź.
Serce podskoczyło mi do gardła. Nie chciałam znowu zostać sama z tymi koszmarnymi snami. Mimowolnie po policzku popłynęły mi łzy.
-Tony- załkałam.
-Czego?- westchnął mną zmęczony. Odwrócił się do mnie z powrotem i zamarł na widok moich łez.
-Boję się...- przyznałam cicho z mokrą buzią.
Tony westchnął przeciągle i znów ruszył w stronę pokoi.
-Czekaj- wyjąkałam przez łzy.
-No chodź nie zostawię cię przecież- burknął.
Zaprowadził mnie do mojego pokoju. Kazał mi się położyć i usiadł przy moim biurku.
-Śpij- powiedział zgaszając latarkę w telefonie.
-Będziesz tu siedział?- uniosłam brwi.
-Śpij- powtórzył.
Zamknęłam oczy i postarałam się zrelaksować. Tony siedział przy mnie trwale i czekał aż zasnę by móc samemu wrócić do sypialni. W jego towarzystwie już się nie bałam. Czułam się bezpieczna.
Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
~~::::::~~
Zajadałam się burgerami z ukochanymi braćmi. Cieszyłam się że wszystko wraca do normy. W szpitalu parę razy jeszcze spanikowałam gdy nie zobaczyłam przy swoim boku Willa lub Dylana, ale to po upływie czasu zdarzało się coraz mniej.
Kiedy wreszcie doczekałam się wypisu ze szpitala cała byłam rozanielona. Co prawda zdarzały mi się koszmary częściej, niż kiedyś, ale już nie panikowałam tak jak w szpitalu.
Czekałam na powrót do rezydencji. Gdy wreszcie to się stało, chłopcy zabrali mnie do naszej ulubionej restauracji. Wszystko wracało wreszcie do normy.
Ale gdybym wiedziała, co stanie się parę miesięcy później, nigdy bym wtedy nie wyszła z domu...
---------------------------------------------------------------------------
Hejka misiaki! Dziękuję wam za wsparcie i (powiem szczerze) za bardzo kocham tę historię, by teraz ją tak zostawić. Będę wstawiała na pewno rzadziej, ale nie robię przerwy! Jej. Bardzo wyjątkowo chciałabym podziękować użytkowniczce Wiaaak za wspaniałe pomysły i pozdrawiam cię cieplutko kochana!
Dziękuję wam jeszcze raz i liczę że wam się spodoba ;)
<333
YOU ARE READING
Rodzina Monet
Teen FictionW tej zakładce będziesz śledzić losy rodziny która podbiła serca czytelników. Będą to wymyślone przeze mnie zdarzenia ale możliwe jest że pojawią się pojedyncze spoilery. Staram się by akcja była śmieszna, smutna a także wartka (jakby ktoś nie wiedz...