Nie ma go

342 12 11
                                    

                                                       Hejka miśki!

Bardzo przepraszam za tyle tekstu, ale obiecuję że on też jest ciekawy. Proszę przeczytajcie całość, mimo że troszkę za mocno się rozpisałam. Cały tekst jest ważny, i jeżeli chcecie rozumieć co się dzieje, niestety musicie go przeczytać. Sorki za brak dialogów. Dzięki <333


                                                      Hailie

Ponownie nic nie czułam. Po prostu byłam. Istniałam. Tym razem jednak, towarzyszyło mi uczucie znajdowania się pod wodą. Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. Nadal nic nie słyszałam. Wysiliłam swój słaby organizm i użyłam wyobraźni by odświeżyć wspomnienia. Przed oczami rozgrywał mi się film. Taki czarno biały. Ale tym razem, obraz nie przedstawiał akcji z kawiarni. Tym razem przedstawiał całą naszą historię od końca. 

Przewijały mi się scenki z rezydencji. Jak pierwszy raz postawiłam nogę w domu. Jak poznałam chłopców. Jak rozmawialiśmy, przedrzeźnialiśmy się i czasem bawiliśmy. Ale coś było nie tak. Skupiłam się całą sobą by uczestniczyć w śnie. Przyjrzałam się dokładnie każdemu namalowanemu przez mój mózg rysunkowi. Patrzyłam na moje pojedyncze wpadki, ochrzany, załamki i szczęśliwe momenty. Analizowałam pędzący jak strzała film, gdy wreszcie skapnęłam się o co chodzi.

Nigdzie nie było Dylana.

Spanikowana śledziłam obrazy i próbowałam podświadomie przywołać jego obecność. Mój umysł zatrzymał się wreszcie na scenie z kawiarni. Przeżywałam ten koszmar po raz enty, gdy mi się to śniło. Wodziłam znudzonym i niezainteresowanym wzrokiem, aż nagle mną wstrząsnęło. Przyjrzałam się uważnie. Zaobserwowałam to co zwykle, czyli Dylana, w którego strzelili. Wtedy ruszyłam się ja. Tylko że ja nie zdążyłam do niego doskoczyć. Naboje wystrzeliły prosto w jego głowę i płuca. Chciałam krzyczeć, pomóc lub nawet do niego po prostu podejść ale wtedy scenka mi się rozmyła. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. Nic nie czułam. Co się dzieje?

W pewnym momencie podążając za ,,produkcją,, która gwałtownie zwolniła, (a nawet się wręcz zatrzymała) dopatrzyłam siebie. Tylko problem w tym, że to co właśnie rozgrywało się przed moimi oczami, nigdy tak na prawdę się nie wydarzyło. Przypatrywałam się temu z niedowierzaniem. 

Byłam cała zapłakana. Dreptałam korytarzem rezydencji w stronę salonu. Zwróciłam uwagę, że na holu nie zobaczyłam drzwi do pokoju Dylana. Cała zesztywniałam gdy to sobie uświadomi- łam. Zeszłam powoli po schodach. Na dole, na kanapie przysiedli bliźniacy. Shane chował twarz w rękach i siedział z podkurczonymi nogami. Tony miał mokre rzęsy, możliwe że od łez. Nie wiedziałam co się dzieje. Gdzieś tam w kuchni sterczał sztywny jak struna Will. Nie skupiłam się na otoczeniu, bo coraz bardziej przerażona szukałam wzrokiem Dylana. Nagle ,,ja,, ze snu weszła z powrotem po schodach, podążając do gabinetu Vincenta. Nawet nie zapukałam. Bezceremonialnie wparowałam mu do biura i podeszłam do niego najbliżej, jak się dało. Drżącym, cichym głosem zapytałam, gdzie jest Dylan. Vincent spojrzał na moją postać z bólem w oczach. Przedłużał niezadowalającą mnie ciszę bez końca aż w końcu przemówił:

-Nie ma go

Te słowa były wypowiedziane z taki bólem, że przysięgam, iż mnie też zabolało. Poczułam  ból w środku. Taki mocny, a zarazem nic nie czułam. Obraz przed oczami nagle zniknął. Ujrzałam czerń. Chciałam krzyczeć, ruszyć się, rozpłakać, cokolwiek. Nic nie mogłam zrobić. Pragnęłam zobaczyć swojego ukochanego, wrednego brata. Ale go nie było. Czułam się jak spokojny      człowiek, w którym w środku, był rozemocjonowany potwór, w postaci żalu, bólu i smutku. To właśnie ta bestia, zżerała mnie teraz od środka. Z całej swojej siły (której nie miałam) próbowałam się szarpać. Zdesperowana próbowałam i doszukiwałam w sobie jakiejkolwiek reakcji. Nic się nie stało. Zaalarmowana i przerażona zaczęłam wsłuchiwać się w otoczenie. Słyszałam ciche głosy bliźniaków. Kłócili się o coś. Gdzie jest Dylan? W desperacji do głowy przyszła mi najgorsza myśl, jaka mogła mi przyjść. Nie żył. I to przeze mnie. Nie.

Pod wpływem tak wielkich emocji, zebrałam energię, by się podnieść. Otworzyłam szeroko mokre od łez oczy. Uderzyło we mnie światło. Z mojego podniesienia się, wyszło takie mocne szarpnięcie, że wstrzymałam oddech. Poczułam ból. Zabolały mnie okolice klatki piersiowej ale nie skupiłam się na nim. Wpadłam w histerię. Zrozpaczona targałam głową w jedną i drugą stronę szukając Dylana. 

-Nie, nie, nie, nie, nie...- powtarzałam płacząc.

Gdzie jest Dylan? Panicznie skanowałam każdy skrawek szpitalnej salki. Nie widziałam dobrze, przez łzy. Bliźniacy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Zignorowałam to. Na podłodze były porozrzucane karty do gry. Zignorowałam to. Coraz mocniej bolała mnie rana. Zignorowałam to. W tej chwili interesował mnie tylko Dylan. Natrafiłam na spojrzenie Shane'a, który zastygł w miejscu. Tego już nie potrafiłam zignorować. Zapłakałam śmiertelnie wpatrując się w jego przestraszone, niebieskie oczy. On spoglądał w moje. Jednak moje były rozemocjonowane i przerażone. Całe mokre i skrywał się w nich ból. Przez moje zaciśnięte gardło przeszło tylko jedno pytanie, które wypowiedziałam ostatkami sił, bardzo cicho i pobrzmiewało w nim zdesperowanie:

-Gdzie jest Dylan?

-------------------------------------------------------------------------

Jak wam się podoba taki zwrot akcji? Dzięki waszym podpowiedziom wpadłam na wspaniały pomysł, który przedstawi problemy psychiczne Hailie. Dziękuję wam bardzo za całe wsparcie. Błagam dawajcie gwiazdki bo wtedy mi jest tak miło, że podświadomie zaczynam wpadać na kolejne pomysły (nie zmuszam) Dziękuję z góry. Bardzo was kocham :3 Pozdrawiam <333

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now