Zemsta

472 11 9
                                    

                                                                      KILKA DNI PÓŹNIEJ....

Na parkingu Shane spytał się mnie czy dam radę stawić czoła tym małpom. Przez ten tydzień, razem z panią psycholog obmyśliłam plan, co im powiem, ale potem sobie trochę zmieniłam. Chcę się odegrać. Szłam korytarzem z uniesionym podbródkiem. Wiedziałam że nie muszę iść ich szukać. One znajdą mnie. Wiedziałam też, że bliźniacy idą ze mną krok w krok. Zignorowałam ich całkowicie bo zauważyłam te jędzy przy szafkach. Ruszyłam szybciej. ZEMSTA.

-Ulala, naszej perełce się przytyło- rzuciła Audrey po czy obejrzała się za mnie.

Zbladła gdy ujrzała moich braci. Dwie blondynki też zaczęły się stresować bo lekko się trzęsły. Shane i Tony zatrzymali się kawałek dalej. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że moi bracia mrożą te laski wzrokiem. To dodatkowy punkt dla mnie.

-Czyli jednak skarżypyta?- zapytała Lisa tak cicho, by nikt oprócz mnie nie usłyszał.

-Nie. Nie skarżypyta. O rety!- powiedziałam z udawanym zaskoczeniem. Podeszłam do Lisy, a Lucy i Audrey odepchnęłam z siłą kosmosu. Odbiły się od szafki i jęknęły z bólu.

-Ulala, widzę że tobie też się przytyło. Jeju, Lisa! Ale trądzik ci na mordzie wyskoczył!- nadal udawałam zaskoczenie.- A ty!- odwróciłam się od Lisy i podeszłam do Audrey. Przyszpiliłam ją do ściany.- Ty jebana szmato- warknęłam jej do ucha. -Jakim prawem ty się do mnie kurwa odzywasz? Hm? Jakim prawem, mówisz mi co jest ze mną nie tak? Jeśli chcesz, powiem ci co o tym myślę.

-Dawaj perełko!- warknęła i się uśmiechnęła ale wiedziałam, że się stresowała.

-Myślę, że takie osoby jak ty nie powinny istnieć- fuknęłam- Wiesz, jakich problemów nabawiłam się przez te wasze uwagi i wiadomości?

-Dobrze ci tak- odfuknęła mi Audrey.

-Tak myślisz?- uśmiechnęłam się sztucznie i nią szarpnęłam.

Postanowiłam wybrać dla niej najokrutniejszy temat. Moi bracia wygonili Jerry'ego (brata Audrey) poza stany. Ale czy ja chcę być taka okrutna? Wróciły mi wspomnienia. Nóż. Balkon. Te okropne myśli.... Będę taka sama jak ona dla mnie. Okrutna.

-A może chcesz żeby twój kochany braciszek przeżył to samo co ja?- warknęłam ostro.

Audrey zbladła. Kontem oka widziałam że bliźniaki wymienili zdziwione spojrzenia. Chyba nie byli przyzwyczajeni do mojego okrucieństwa.

-Ty się lepiej od niej odwal- Lucy złapała mnie za ramię.

Wyrwałam się jej i wykorzystałam jeden z tych niesamowitych sztuczek z lekcji samoobrony. Delikatnie rzuciłam Lucy w stronę szafek. Przywarła do metalowych schowków i wpatrywała się we mnie ze strachem w oczach. Wpadłam w furię.

-Nie dotykaj mnie karzełku.- warknęłam ostro- Nikt cię nie chce. Taki gruby krasnoludek nie powinien kręcić się pod nogami Monetom.

Lucy spojrzała na mnie z dołu, a potem na swój brzuch. Teraz wiedzą co czułam.

-Nie zbliżajcie się do mnie albo pożałujecie.- oderwałam rękę od koszulki Lucy. Już miałam odchodzić, gdy coś mi się przypomniało.- O, i jeszcze jedno. Jeżeli zobaczę, że kręcicie się przy Monie, albo jakiejś innej biednej osobie, to wam nogi z dupy powyrywam. - znów fuknęłam, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do braci.

Uśmiechnęłam się do siebie. Wow. Naprawdę to zrobiłam. Byłam z siebie dumna. Postanowiłam nie gadać z chłopakami tylko troszkę ochłonąć od tej furii. Shane i Tony jednak mi tego nie ułatwili. Wyminęłam ich, ale oni poleźli za mną mówiąc z uznaniem:

-Wow, Hailie, ale je rozwaliłaś!- roześmiał się Shane.

-No. Miały minę jakby się zesrały. -dodał Tony.

-Nie wiedziałem że jesteś taka straszna- dodał znów starszy bliźniak.

-Jak to się rozejdzie po szkole, to wszyscy będą ci spierdalać z drogi- mruknął znowu Tony.

-A co boicie się że wasza mała siostrzyczka zmieni się w was samych?- zaśmiałam się.

-Tak- odparli jednocześnie.

Parsknęłam śmiechem i ruszyłam do klasy. Po drodze parę osób się na mnie gapiło ale byłam przyzwyczajona, więc to zignorowałam. Byłam z siebie tak zadowolona, że szłam z podbródkiem w górze i patrzyłam na wszystkich z góry. Wiem, że to nie w moim stylu, ale chciałam się pocieszyć chwilową ,, straszną,, sławą, którą cieszyli się moi bracia. Przerwałam rozmyślenia zaraz po ujrzeniu Mony.

-Stara! Ale pojechałaś! - ucieszyła się na mój widok. Uśmiechnęłam się do niej szczerze i szeroko.

-Nie przesadzaj....

-No co ty! Dałaś im popalić!- Mona była bardzo podekscytowana ale po chwili posmutniała.

-Jak się czujesz? Przepraszam że mnie nie było gdy potrzebowałaś rozmowy.... - wyszeptała

-Nie obwiniaj się!- złapałam jej podbródek i podniosłam jej głowę by na mnie spojrzała.- Popatrz na mnie- dodałam by uniosła na mnie wzrok. - Mona, już jest dobrze. To nie była twoja wina tylko tych.....- szukałam odpowiedniego słowa- ...szmat. Poza tym, ty nie jesteś odpowiedzialna za rozmowy ze mną. Serio. Nie zamartwiaj się tym. Z małą pomocą braci wyszłam na prostą.

-Z małą?- zaśmiała się Mona.

-No dobra, z dużą- uśmiechnęłam się- Chodzi o to że już się z nimi rozmówiłam. Nie podejdą do nas na metr.

-Do nas?- zdziwiła się Mona- Za mną też się wstawiłaś?- spojrzała na mnie z podziękowaniem.

-Pewnie!- odparłam i weszłam z nią do klasy. Dziękowałam niebiosom za tak wspaniałą przyjaciółkę.

-------------------------------------------------------------------------------

Dzięki za przeczytanie! I sorki że tak krótko. To przez to że raz: pomysły mi się skończyły, a dwa: poprzedni rozdział był mega długi. Macie jakieś pomysły na ciąg dalszy? PLIS! Nie mam weny. Miłego dnia / wieczoru / nocy. <3

PS Plis helpp! Napisz kom o tym co myślisz o powieści, i co napisać dalej <3

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now