Nie ma JEJ

235 8 4
                                    

                                                                       Hailie

Zaczęłam się szarpać. Miałam związane ręce. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam że jestem przywiązana do grzejnika. Więzły nie były jakieś skomplikowane czy mocne, więc dałam radę się rozwiązać. Przeszłam się cichutko po domu szukając żywej duszy. Nic. Nikogo nie ma. Zdziwiłam się, bo jaki to ma sens że najpierw ktoś mnie porywa, po czym zostawia w innym kraju. Pomyślałam sobie że po prostu chcieli mnie wywieźć, ale to też nie miało sensu. Postanowiłam działać, nie myśleć, więc wyślizgnęłam się zwinnie z mieszkania, a potem z bloku. Nie natrafiłam na żadnego człowieka. Ruszyłam znanymi mi drogami w stronę miasta. Ale co ja zrobię dalej? Przecież nie poproszę kogoś by przetransportował mnie do stanów! Sama również tam nie wrócę. Nie mam się gdzie podziać, ale nie chcę trafić do jakiejś cholernej rodziny zastępczej. Najlepiej będzie, jak zamieszkam sama. Ale gdzie? Nie wrócę przecież tam, gdzie mnie porwali i zostawili. Problem byłby wtedy też z jedzeniem. 

Usiadłam na ławce. Nie miałam do kogo iść. Moja jedyna rodzina, która tu mieszkała, zginęła w wypadku dwa lata temu.

-Hailie?- usłyszałam dziewczęcy głos za plecami.

                                                 POV: Vincenta

Dylan miał wstrząs mózgu. Okazało się, że nie jest tak poważny, jak nam się wydawało, więc szybko dostał wypis ze szpitala, z zaleceniem ciągłego odpoczynku. Bliźniaki i Dylan wrócili do domu, a ja z Willem oglądaliśmy właśnie nagrania z kamer przy drodze, w moim gabinecie. Na filmie po kolei rozgrywały się wydarzenia takie jak na przykład panikowanie Hailie gdy pomagała Dylanowi, gdy dzwoniła do mnie i szukała pomocy. Will zacisnął pięści na widok mężczyzny, który złapał Hailie i mocno nią szarpnął. Wstrzyknął jej jakąś substancje w strzykawce, potem zawiązując jej oczy. Zacisnąłem szczękę. Dziewczyna straciła przytomność. Po chwili podjechało po nich czarne auto. Zapisałem sobie rejestrację wozu i oglądaliśmy jak na drodze pojawiamy się my. Wyłączyłem nagranie i zadzwoniłem po swoich ludzi.

                                      ~~~~~~

Do gabinetu wparował Dylan.

-Coś wiadomo?- zapytał witając mnie z zakłopotaną miną.

-Miałeś odpoczywać- wytknąłem mu.

-Czy coś wiadomo?- powtórzył pytanie. Westchnąłem.

-Znaleźliśmy tego faceta, co porwał Hailie i spowodował wasz wypadek- przyznałem cicho, masując sobie skronie.

-No, i co? Co teraz?- dopytywał. Wypuściłem z płuc powietrze.

-Zaraz Wil go przyprowadzi- mruknąłem- Idź się położyć.

-Nie ma mowy- oznajmił stanowczo.

-Dylan- warknąłem.

-Vince- wypowiedział moje imię błagalnym tonem. Niech mu będzie.

-Dobrze, możesz zostać. Ale po konfrontacji z tym głąbem masz iść odpoczywać.

-Miodzio- odparł i usiadł na kanapie.

                                      ~~~~~~~

Will wprowadził mężczyznę z nagrania do biura. Ten, uśmiechał się złowieszczo nie przejmując konsekwencjami tego spotkania. Dylan patrzył na niego z ukosa, a ja wwiercałem w bok jego twarzy lodowate spojrzenie. Facet odwrócił się do młodszego brata i rzekł:

-Kurde, myślałem że cię załatwiłem.

Po tych słowach Dylan wstał gotowy rzucić się na niego z pięściami. W ostatniej chwili do niego doskoczyłem i kazałem mu usiąść by się nie przemęczał.

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now