Hailie

347 12 12
                                    

                                                                       Hailie

Zastygłam na tą nazwę w jego ustach. Dylan wstał. Pistolet od razu został skierowany na niego.

-Zostaw ich- syknęła kobieta.

-Mówiłaś że ich nie znasz- odwarknął.

-Zostaw ich- powtórzyła.

Nieznajomy podszedł do nas kilka kroków i wycelował w mnie pistolet.

-Jeden fałszywy ruch i młoda nie żyje- oznajmił.

Rozległ się huk. Zamknęłam oczy i byłam pewna że ten koleś mnie zastrzelił. Usłyszałam odgłos tłuczonego szkła. Podążyłam wzrokiem za hałasem. Mężczyzna strzelił w szybę za nami. Znowu znieruchomiałam. Odjęło mi mowę.

-Czego chcesz- zapytał Dylan ze zaciśniętymi ustami.

-Pieniędzy- odparł.

-Świetnie, mamy kupę forsy- ożywił się mój brat.

-Nie rozumiesz dzieciaku. Już raz porwałem wasz mały skarb. Niefortunnie jednak wyskoczyła mi przez okno.

Wzięłam głęboki, paniczny oddech. To ten koleś zabrał mnie z sali operacyjnej! Do takich samych wniosków doszli moi bracia bo zacisnęli szczęki i wybałuszyli oczy. Czekaliśmy na rozwój akcji aż mój porywczy brat nie wytrzymał.

-Ty śmieciu- syknął Dylan.

-Jeszcze słowo- warknął mężczyzna i wycelował w niego bronią.

Teraz gwałtownie wstał Will. Rękę trzymał z tyłu na wysokości pasa. Zakładam że ma tam pistolet. Przyglądałam się temu z niedowierzaniem. Mój ulubiony brat wyciągnął pistolet. Wycelował w nieznajomego.

-Opuść broń- fuknął.

Co za cyrk. Przyglądałam się scenie jak z filmu i modliłam się, by był to zły sen. Proszę.

-Myślisz że się ciebie boję?- zadrwił mężczyzna. Wyglądał na rozbawionego.

-No trochę słabo się ustawiłeś-  przyznał cicho młodszy z braci.

-Niemądrze było przyjść tu samemu- dodał Will.

Koleś uśmiechnął się złowieszczo. Sięgnął ręką do ucha i nacisnął jakiś przycisk na słuchawce (którą dopiero teraz zauważyłam)  mówiąc tylko ,, wchodzicie,,. Czekałam trzęsąc się ze stresu. Wpatrywałam się w braci, którzy byli wyjątkowo spokojni. Na ich twarzach malował się spokój dopóki ktoś nie wszedł do środka. Podążyłam za ich wzrokiem. Do kawiarni wbiegło trzech innych kolesi z bronią. Wielką bronią. Nie wiem co to za oręż, ale na pewno był silniejszy niż ten Willa. Rozejrzałam się. Margaret zniknęła. Próbowałam wypatrzeć ją wzrokiem ale dopatrzyłam się jedynie wycelowanych we mnie broni. Znowu?

-Czego chcecie?- powtórzył pytanie Dylan.

-Jej- odpowiedzieli mu nieznajomi wskazując na mnie.

-Chyba sobie żartujesz- warknął.

-Wyglądam jakbym żartował?- zapytał mężczyzna przed nami.

Dylan zacisnął ręce w pięści. Widziałam że zaraz rzuci się na kolesia i będzie źle. 

-Oddacie ją po dobroci?- zapytał z drwiną jeden z trzech facetów z wielką bronią.

Nie usłyszał odpowiedzi, mimo że na nią nie czekał. Przeniósł pistolet ze mnie na Dylana. Chyba nie strzeli prawda? Zaczęłam szybciej oddychać. Czekałam. Nic się nie działo. Facet miał dość tracenia czasu. Dobrze wiedziałam co teraz będzie. Nacisnął spust.

-NIE!- wydarłam się z całej siły.

Mężczyzna właśnie zastrzelił mojego brata. Nie widziałam gdzie dostał. Spanikowałam i zamarłam na parę sekund. Do oczu napłynęły mi łzy. Dylan walczył by nie osunąć się na ziemię. Facet nadal do niego celował. Tym razem w płuca. W panice rzuciłam się przed brata. Rozległ się huk.

-HAILIE!

Poczułam silny ból. 

                                                 POV: Dylana

Hailie osłoniła mnie przed drugim strzałem. Dostała w okolicach płuc lub nawet głowy. Z oczu trysnęły mi łzy. 

-HAILIE!- wydarłem się.

Doskoczyłem do niej natychmiast bo osuwała się na ziemię. Will dobrze wiedział co się dzieje. Doszło do strzelaniny. Trzech typów padło na ziemię. Czwarty strzelił w Willa ale nie trafił bo mój brat go uprzedził. Zanim padł na ziemię, strzelił w naszą siostrę.

-NIE, NIE, NIE, NIE...- położyłem Hailie na podłodze i próbowałem zatamować krwawienie. Rany wyglądały bardzo źle.

-Dylan żyjesz?- zapytał Will i wtedy jego wzrok padł na Hailie.

-Nie...- wydusił i podszedł do nas ze łzami w oczach. 

-Hailie? Słyszysz mnie? Hailie! Hailie spójrz na mnie- panikowałem próbując ją obudzić. 

Tamowałem krew, w trakcie gdy Will zadzwonił do Vince'a.

-Czemu nie jedziemy do szpitala?!- warknąłem na niego.

-Bo im więcej się rusza, tym bardziej krwawi. Nie możemy jej narażać- odparł chłodno- Karetka już jedzie.

Próbowałem obudzić Hailie. Ona leżała nieruchomo i robiła się blada. Nie. Rozpłakałem się jeszcze bardziej. Will przykucnął przy nas i przyłożył rękę do czoła dziewczynki. Złapał się z głowę i wymamrotał:

-Dylan... Ja nie wiem czy ona...- Will próbował wydusić z siebie ciąg dalszy- Czy nie jest za późno...

-Nie- załkałem.

Przyjechała karetka.

--------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję że się podoba <333 Ciekawi jesteście czy to już koniec? Dawajcie gwiazdki i piszcie komentarze dla motywacji. I mam pytanie. Bo mi się wydaje że mój poziom pisarstwa trochę się obniżył (lub bardzo). Serio napiszcie w kom czy tak się stało bo jeżeli tak, to zrobię sobie przerwę od pisania żeby się ,,zrehabilitować,, ;) Dziękuję i Pozdrawiam <333

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now