Grzyby

315 11 7
                                    

                                                                     Hailie

Nie opuściłam nadal drżącego podbródka. Nie chciałam okazywać skruchy, lecz okoliczności były wręcz przerażające. Przyglądałam się swojemu porywaczowi i cierpliwie czekałam aż klęknie. Czekała. On jednak nie zamierzał wykonać mojego polecenia. Zamiast tego nie odwracał ode mnie wyzywającego spojrzenia. Odwdzięczyłam się tym samym a on parsknął tylko i podszedł o krok.

-Nie strzelisz w człowieka, Hailie Monet- odezwał się tonem pełnym drwiny.

-Żebyś się nie zdziwił- warknęłam a spokój opuszczał moje ciało z każdą kolejną sekundą.

Stres mną zawładnął na tyle że nie wydusiłam nic więcej. Fecet to wyczuł więc zaczął iść w moją stronę. Oj, nie.

-Zatrzymaj się albo strzelam!- krzyknęłam spanikowana. Nie posłuchał, a podszedł krok bliżej.

Ja mu pokażę. Wycelowałam drżącą cały czas dłonią w miejsce na nodze gdzie (jak uczył mnie Tony i Dylan) nie powinno mu się coś wielkiego stać. Mężczyzna spojrzał na mnie wzrokiem który mówił że nie dam rady. Ja ci dam stary grzybie. Nacisnęłam spust. Wraz z strzałem rozległ się znany mi już huk, mimo to nie był zbyt przyjemny. Trafiłam idealnie. Facet zerknął na mnie z zaskoczeniem, strachem i szokiem jednocześnie. Uśmiechnęłam się do niego złowieszczo i patrzyłam jak powoli osuwa się przede mną na ziemię.

-Odsuń się, bo strzelę ponownie- warknęłam o wiele pewniej. Chłopak nic sobie nie zrobił z mojej groźby.- Odsuń się albo strzelę- powtórzyłam głośniej.

On jednak się nie cofnął. No cóż z jedną nogą i tak niewiele zdziała. Wycelowałam w drugą nogę. Rozległ się kolejny huk.

-Kurwa- sapnął- Ja pierdolę

-Od- suń- się- powtórzyłam.

Tym razem mnie posłuchał i niechętnie, przeklinając przy tym, odczołgał się jak najdalej ode mnie. Pilnując by mieć go na celowniku, odpięłam jego telefon od kabla. Wzięłam go i wraz z nim ruszyłam w stronę lasku. Za sobą słyszałam głośne krzyki mężczyzny. Już prawie przy drzewach obejrzałam się i zamarłam. Przy moim porywaczy stało trzech innych facetów, którzy gdy mnie zobaczyli, rzucili się za mną w pogoń. Wystrzeliłam jak z procy, biegnąc ile sił w nogach by uciec tym przeklętym grzybom. Po policzkach zaczęły mi spływać niekontrolowany łzy. Totalnie spanikowałam. Wreszcie, wpadłam na pomysł. Zdeterminowana, biegłam i wstukiwałam w komórkę numer który znam na pamięć. Numer Vincenta.

                                                                     POV: Vince'a

Rano wstałem najszybciej. Postanowiłem nie czekać, i ruszyć w dalsze przeszukiwania. Jeszcze trochę i dojadę do granicy, więc gdzieś tutaj musiała być ich baza. Po około 20 minutach obudził się Will.

-Od kiedy nie śpisz?- zapytał zdezorientowany.

-Od około 20 minut. - odparłem chłodnym, acz nie lodowatym tonem.- Poślesz proszę wiadomość chłopakom że wyruszyliśmy szybciej?

-Jasne.

                                                                  ~~~~~~~~  

Dylan, Shane i Tony wysiedli ze swojego samochodu. Tony jak zwykle marudził. Widać było że dopiero niedawno się obudzili. Postanowiliśmy spotkać się na uboczu drogi. Po ich minach widziałem, że są w okropnym humorze, jak wszyscy, bo uświadomiliśmy sobie że Hailie zniknęła bez śladu, a my w tej kwestii jesteśmy bezsilni. 

Nagle zawibrował mi telefon. Zignorowałem to bo pomyślałem, że to ktoś z organizacji. Po chwili zadzwonił ponownie. Wszyscy wlepiali we mnie spojrzenia, nalegając bym odebrał, bo i tak nie mamy nic do roboty. Z maską na twarzy wyjąłem telefon z kieszeni płaszcza, a moim oczom ukazał się nieznajomy numer. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i wyjątkowo dałem na głośnomówiący. Może ktoś odzywa się w sprawie zaginięcia naszej siostry? Napewno wtedy wszyscy chcieliby to usłyszeć. Odebrałem ale w słuchawce przez chwilę było słychać tylko jakieś krzyki i nieregularne oddechy. Ja i moi bracia patrzyliśmy na komórkę jak słupy soli, nie wiedząc co zrobić. Po chwili odchrząknąłem.

-Halo?- zapytałem chłodno.

-Vince?- spanikowany głos Hailie rozbrzmiał w telefonie. 

Byliśmy w szoku. Szeroko otwarte oczy moich braci i ich rozdziawione usta mówiły o tym, że nikt się tego nie spodziewał. W ciągu milisekundy wszyscy znaleźliśmy się jak najbliżej telefonu. Każdy na chwilę umilkł.

-Halo? Vince?- Hailie coraz bardziej panikowała, a z daleka słychać było jakieś odgłosy.

-Hailie? -odezwał się Dylan. Nie wytrzymał ciszy i wyrwał mi z ręki komórkę. 

Posłałem mu mordercze spojrzenie ale go nie widział. Swoją uwagę skupił w stu procentach na naszej siostrze.

-Hailie wszystko w porządku?- Dylan też spanikował słysząc że osoba po drugiej stronie jest cała zlana strachem.

-Dylan?- jej głos i oddech były tak nienaturalne że nawet ja się przeraziłem.

-Tak. Wszystko w porządku mała? Gdzie jesteś? Jak się czujesz? Co się stało?- mój brat stresował się tak bardzo że zalał ją falą pytać.

-Nic nie jest w porządku!- rozpłakała się- Błagam pomóżcie. Uciekam    -  przed    -  dwoma facetami   -   w   -    lesie,   -   jestem  -    sama,    -  a    -  jednego   -    z     -  nich    -  zdążyłam  -     już postrzelić -    dwa  -   razy,   -  zabrać  -  mu   - telefon  -  i -  pistolet.- Co każde słowo brała bardzo nieregularny oddech. Jej słowa były coraz bardziej niewyraźne.- Gdzie  -  Vincent?

Nie mogąc patrzeć na tę bezsensowną wymianę zdań zabrałem Dylanowi telefon.

-Tutaj. Hailie powiedz mi czy dasz radę się bronić lub chociaż zatrzymać ten telefon bym mógł cię namierzyć?

-C-Chyba tak..- odparła pociągając nosem.

-Świetnie. Zaraz będziemy. Rozłączam się

-------------------------------------------------------------------------

Hejka, mam pytanko. Podoba wam się to? Bo mam wrażenie że trochę zakręciłam. :/ Dzięki jeszcze raz że jesteście i mam nadzieję jeszcze zastaniecie, by zobaczyć jak to się potoczy ;) Miłego dzionka/ nocy <33333


Rodzina MonetWhere stories live. Discover now