To niemożliwe

334 8 8
                                    

                                                                    Hailie

Byłam tak zdesperowana, że pieniądze które zarobiłam z mediów społecznościowych wydałam na bilety. Próbowałam się stąd wydostać. Przeklęta Anglia. Już prawie weszłam w samolot, gdy zatrzymała mnie ochrona. Wywalili mnie z lotniska. Kuźwa.

                                                   ~~~~~~

-Próbowałaś uciec?!- dziwiła się Julia.

-Serio się dziwisz? Mam dość. Moi bracia się poddali, ale ja nie. Będę walczyć do końca, choćbym miała paść trupem- wywarczałam i położyłam się spać- Skoro muszę tyrać za pięć dorosłych facetów to to zrobię- dodałam zirytowana.

-Sorry z tym koncertem- usłyszałam cichutki głos.

-Nie martw się- odezwałam się.

-Nie jesteś zła?

-Kiedyś mi przejdzie- zachichotałam.

                                                    ~~~~~pół roku później~~~~

Co ja poradzę że do sławy można się przyzwyczaić? Gdyby tak nie było, to nie stała bym teraz na scenie z uśmiechem na ustach i śpiewała popularne piosenki.

-Mam dla was coś specjalnego!- powiedziałam do mikrofonu- Za tydzień mam urodziny. Odbywa się wtedy specjalny koncert. Wszystkich serdecznie zapraszam!- wydarłam się.

Z widowni rozległy się wrzaski. Tak głośne, jak muzyka. Pomachałam swoim fanom i zeszłam ze sceny.

-Byłaś wspaniała!- zaświergotała Julia.

-Dzięki- uśmiechnęłam się. Coraz lepiej czułam się w swojej roli.

-Czemu nic nie wiem o specjalnym koncercie?- uniosła brwi.

Westchnęłam.

-Postanowiłam ich pożegnać- wyznałam zerkając w stronę tłumu ludzi- Za tydzień kończę przecież osiemnastkę, czyli wyjeżdżam. I to tylko dzięki nim. I tobie.

Julia uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła. 

Uświadomiłam sobie, że polubiłam sławę. Byłam bardzo popularna, ale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Pomagało mi, odciągać myśli od braci.

                                                   Tymczasem w rezydencji...

U Willa i Shane'a również stwierdzono depresję. Do tego Shane zaczął palić. Chodzili codziennie do psychologa bo nie radzili sobie ze stresem, ale on nie pomagał. Wokół Monetów krążyło coraz więcej świńskich plotek. Vincent zrezygnował z wielu interesów, ale i tak był przepracowany. Tony za to palił więcej niż kiedyś. Dlatego nikt z nich nie odnalazł Hailie w internecie. Mimo iż była wszędzie.

No cóż... Bracia Monet byli w rozsypce. Dosłownie.

                                               ~~~~Tydzień później~~~~

                                                               Hailie

-Stresujesz się?- zapytała mnie Julia przed moim wejściem na scenę.

-No. I to jak- odparłam. Czułam że drży mi warga.

-Nie przejmuj się. Oni cię kochają- mówiła pokazując palcem na widownię.

-No nie wiem...

-Wiesz- przerwała mi- Idź tam i pokaż im, że jesteś Monet.

Skinęłam głową. Czy to jest jeden z ważniejszych momentów w moim życiu? Bo jeżeli nie, to nie wiem co nim będzie...

Wybiegłam na scenę. Rozległy się gromkie oklaski i wrzaski.

-Witam was kochani!- wydarłam się do mikrofony- Jak wiecie, dziś kończę osiemnaście lat. Niestety ale wyjeżdżam z Anglii. Tym koncertem wyrażam swoją wdzięczność, za pomoc w spełnieniu marzeń i kończę karierę. Dziękuję!

Kolejne wrzaski i brawa.

Uwielbiałam to.

                                                         *Parę dni wcześniej* 


                                                    POV: Willa

Ostatnio stwierdziłem że na urodziny Hailie pojedziemy do jej rodzinnego kraju i odwiedzimy grób jej mamy i babci. Nie pamiętam kiedy ostatnio któryś z nas wychodził na dwór, więc każdy na tym skorzysta. Namówiłem Vincenta na dzień wolny od pracy i zabukowaliśmy bilety. Dylan i bliźniacy trochę się na nas obrazili i powiedzieli że to miejsce będzie się nam kojarzyć z Hailie, ale w końcu stwierdzili że ona na pewno chciałaby odwiedzić swoją dawną rodzinę.

                                                                *teraźniejszość*

Wylądowaliśmy parę godzin temu. Mieliśmy udać się na cmentarz zaraz po przylocie, ale Vincent musiał podjechać do galerii do biura by załatwić coś służbowo, a ja postanowiłem, że świetnym pomysłem byłoby kupienie jakiś kwiatków. Święta trójca udała się na jedzenie, a ja do kwiaciarni.

                                                   POV: Dylana                   

Szliśmy do strefy jedzeniowej gdy usłyszeliśmy wrzaski i zobaczyliśmy w chuj długą kolejkę ludzi.

-Co to kurwa ma być?- prychnąłem.

-Jakiś koncert- mruknął Shane, wydychając z buzi dym papierosowy, tak jak i Tony. 

Przewróciłem oczami.

Usiedliśmy kawałek dalej, by nie słyszeć hałasów ale nic z tego. Wrzaski i okrzyki słychać było w całej galerii. Jakaś szycha musiała przyjechać czy coś.

-Idziemy zobaczyć co się dzieje?- spytł Tony.

-Vince nas zajebie- burknął Shane.

Czy mówiłem że ostatnio zrobił się marudniejszy od Tony'ego? Chyba nie. No to powiem teraz. Shane jest od niego o wiele gorszy.

-No i? I tak jesteśmy tu nie z naszej woli. Nie zabroni nam- wzruszyłem ramionami.

Może jakaś imprezka by się nam przydała. Może nawet zapomnimy chwilowo o Hailie.

                                                  ~~~~~~~

Im bliżej byliśmy tym głośniejsze okrzyki słyszeliśmy. W pewnym momencie o moje uszy obił  się kobiecy głos:

-... pomoc w spełnieniu marzeń i kończę karierę. Dziękuję!

Zadrżałem. Znałem ten głos. Spojrzałem na bliźniaków. Oni też ogarnęli że coś jest nie tak. Przemknęliśmy przez bramki, które sprawdzali ochroniarze ale po daniu im kasy nas wpuścili. Weszliśmy na wielką, przestrzenną halę, w której znajdował się ogromny tłum. Otaczał on nie taką wielką scenę, na której stała młoda dziewczyna. W tle leciała melodia do Play with fire chyba w przyspieszeniu. 

-Oh, watching as the flames get higher. Oh, I've always liked to play with mmm- śpiewał znajomy głos.

Zastygłem. Przypatrzyłem się drobnej dziewczynie na scenie. Mocny makijaż, krótka sukienka w kolorze czerwieni. Znacznie ciemniejsze włosy niż kilka lat temu i na pewno inaczej wyrzeźbiona sylwetka. 

To niemożliwe.

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now