Problem

468 7 10
                                    

                                                                    POV: Shane'a

Była 23:21. Hailie darła się w pokoju. Wszedłem do niej żeby ją uciszyć. Mamrotałem coś gdy dostrzegłem przerażonego Dylana. Za nim stała Hailie z.... Zbladłem. Jej ręce były całe we krwi, a do tego trzymała nóż przy gardle. Zaraz, CO?!

-Hailie?- zapytałem podchodząc do niej powoli.

-Nie zbliżaj się!- krzyknęła cała wgnieciona w ścianę. Przycisnęła przedmiot bardziej do gardła. Stanąłem.

-Hailie, proszę- Dylan się rozpłakał.

-Dylan co się stało?!-zapytałem

-Nie wiem- wyszeptał przez łzy.

-Hailie odłóż to- powiedziałem surowo.

Zacisnęła dłoń mocniej na ostrym przedmiocie. Po rękach nadal spływała jej krew. Rozpłakała się jeszcze bardziej. Przycisnęła nóż do szyi.

-Hailie, nie!- krzyknąłem.

-Co się dzieje?- zapytał Tony wchodząc do pokoju.

                                                                                   Hailie

Widziałam sylwetkę Tony'ego. Wszedł i się zatrzymał.

-Co wy robicie? HAILIE?! - wrzasnął.

Płakałam tak mocno że nic nie widziałam. 

-Hailie, błagam oddaj to- prosił Dylan płacząc.

-Tony idź po Willa i Vince'a- Shane rozkazał bliźniakowi. Tony wyszedł.

-Hailie, wszystko będzie w porządku. Nie rób tego proszę! Nie chcesz tego.- błagał dalej Dylan.

Ciężko mi było oddychać. Byłam w rozsypce. Mój telefon znów zawibrował. Dylan do niego zerknął i spojrzał na mnie ze współczuciem.

-Hailie.... Ty wiesz że to nie prawda? Kto to jest?- pytał przejęty.

Shane zerknął w telefon. 

-Mała, nie przejmuj się tym. Jesteś piękna, mądra i wspaniała. Co za pierdolone kurwy...- mówił już trochę bardziej do siebie niż do mnie.

-Będzie dobrze. Jesteś śliczna. Ci, którzy to piszą ci zazdroszczą.- głos mu drżał.

-Nic nie będzie w porządku! Nic nie będzie dobrze!- krzyknęłam i przejechałam delikatnie nożem po szyi.

-NIE!- wrzasnął Shane i Dylan jednocześnie.

-Hailie, proszę! Nie mogę....- Shane opadł na podłogę z bezsilności.

Chwila. Nie chcę żeby Shane się załamał. To nie tak miało być. Zagapiłam się przerażona stanem brata. Nóż spadł na ziemie. Shane podniósł głowę. Szybko doczołgał się do ostrego przedmiotu i go zabrał. Osunęłam się na podłogę. Dylan podbiegł do mnie i mnie przytulił.

-Zostaw mnie.- próbowałam wziąść wdech. Nie mogłam oddychać. 

Odepchnęłam brata ciut za mocno bo się zachwiał. Skuliłam się w kulkę i nie pozwoliłam nikomu do siebie podejść.

-Już dziewczynko. Spokojnie, już jest dobrze- łzy spływały mu po policzkach.- Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Będzie dobrze. Spokojnie. -mówił głośno bym go słyszała.

Nic nie mogło mnie teraz uspokoić. Wiem, że na pierwszy rzut oka, cała ta sytuacja wyglądała idiotycznie. Serio, nie wyobrażacie sobie, jak trudno jest borykać się z takimi problemami, więc życzę wam abyście nigdy takich nie mieli. Jebana Lisa. Jebana Lucy. I , oczywiście, jebana Audrey. Dylan i Shane przyglądali mi się z daleka i mówili do mnie powoli. Od czasu do czasu próbowali do mnie podejść, ale wycofywali się po tym, jak mój oddech niepokojąco przyspieszał. Sekundy dłużyły mi się przez wieczność. Miałam dość. Ile ja stresu im sprawiałam? Mogli dawno iść spać, grać na konsoli, oglądać film, cokolwiek, a jednak teraz zajmowali się mną. Idiotka Pomyślałam. I wtedy wpadłam na pomysł. Chyba głupi, ale jednak pomysł. Doczołgałam się do okna.

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now