Krzywus

311 13 6
                                    

                                                   POV: Willa

Minęły na razie dwa miesiące. Dzisiaj w szpitalu będę nocować ja, a Vince dołączy jutro. Wszedłem do salki z torbą na ramieniu. Zastałem tam Dylana, wpatrującego się w Hailie. Nie podniósł nawet głowy, gdy wszedłem. 

-Hej, młody- przywitałem się.

-Hej- odpowiedział cicho Dylan.

-Jak się czujesz?

-Nie widać że źle?- warknął.

-Powinieneś iść na terapię- oznajmiłem i zerknąłem na zegarek- Za pół godziny musisz być w rezydencji.

-Nigdzie nie idę- burknął.

-Musisz iść. Widać że się przejąłeś-W

-A kto się nie przejął?-D

-Dylan, idź już- rozkazałem ostro.

- Po chuj mi ta terapia- fuknął- Sprawa jest prosta.

-Nadal uważam że powinieneś na nią iść. Lepiej żebyś poszedł bo jak Vincent się dowie to nie będzie miło-odpowiedziałem- Nawet on chodzi do psychologa!

-No i super niech se chodzi.

-Dylan, proszę. Musisz pogodzić się z tym że...

-...że przeze mnie Hailie tu teraz leży?- dokończył za mnie drżącym głosem- Nigdy się z tym nie pogodzę- mruknął.

-Miałem na myśli że zamiast ciebie strzelili w nią- bąknąłem- No już. Wstawaj.

Dylan podniósł się z fotela, spakował i burknął coś pod nosem. Już miał wychodzić gdy nagle Hailie się poruszyła.

-Dylan stój!- zawołałem. Gdyby dowiedział się że mu o tym nie powiedziałem to obdarłby mnie ze skóry.

-Co?- warknął.

-Hailie się poruszyła- powiedziałem doskakując do łóżka.

Delikatnie drgnęła jej ręka. Dylan wystrzelił jak strzała i w dwie sekundy znalazł się przy łóżku dziewczynki. Przypatrywał się jej chwilę i rzekł:

-Nie rusza się- stwierdził.

-Poczekaj chwilę- odparłem.

Hailie poruszyła się znowu. Tym razem cała drgnęła. Znieruchomieliśmy i staliśmy jak kołki wpatrując się w nią intensywnie. Tkwiliśmy tu około pół godziny. Nic więcej się nie stało.

                                                 Hailie

Nie czułam nic, oprócz powietrza. Było gęste i miałam wrażenie że ciężkie. Nie wiedziałam co się dzieje. Próbowałam przypomnieć sobie co się stało. Wtedy przez głowę przeszły mi wydarzenia z kawiarni. Widziałam przyspieszony film, jak Dylan dostał i miał dostać znowu. Jak ja momentalnie znalazłam się przed nim. Jak poczułam silny ból. Jak bezwładnie upadam. Jak mój wredny brat mnie łapie. Jak Dylan i Will płaczą. 

Jak umierałam

To właśnie w tym momencie z całej siły chciałam się obudzić. Chciałam upewnić się że nikomu nic się nie stało. Chciałam upewnić się że nie umarłam. Że Dylan nie umarł. Czy on żyje? Gdzie on teraz jest? Zaczęłam panikować. Nagle zaczęłam słyszeć głosy. Bardzo cichutkie, wręcz prawie niesłyszalne. Rozpoznałam w nich łagodny ton Willa i agresywne warknięcia Dylana. Poczułam że zalewa mnie fala ulgi. Dylan żyje. Gdy ta informacja do mnie dotarła, wszystko ucichło. Z całych sił spróbowałam się poruszyć, ale nie poczułam nic. Nie poczułam kiedy straciłam świadomość.

                                                             *dwa miesiące później*

                                                        POV: Shane'a

Siedziałem na parapecie z laptopem na kolanach. Bez celu przeglądałem internet jak co parę tygodni, gdy siedzimy z Hailie w szpitalu. Tony oglądał jakiś horror w telewizji. Tak minęły nam następne godziny. Potem wpadł do nas Dylan. On najczęściej siedział razem z dziewczynką. Zwykle dojeżdżał do innych tak jak dzisiaj do nas i graliśmy w planszówki.

-Chcecie coś do żarcia?- zapytał grzebiąc w telefonie.

-Ja chcę- odparłem.

-Tony?

-Co?- burknął.

-Chcesz jeść?- zapytałem.

-Tak

-Nie zamówisz?- zagadnąłem gdy zobaczyłem że Dylan szykuje się do wyjścia.

-Nie. Przy okazji pojadę do domu. Zostawiłem tam jedną rzecz. Chcecie coś?

-Z domu?- uniosłem brwi.

-No

-Weź kup chipsy- mruknął Tony.

-Mhm. Nara- powiedział i wyszedł.

Kolejną godzinę spędziliśmy na grze w karty. Przeglądanie mediów społecznościowych znudziło nam się już kilka tygodni temu, dlatego zaczęliśmy znosić z rezydencji mnóstwo przedmiotów, które umilały nam czas.

-Wygrywam to- oznajmiłem z jedną kartą w ręku.

-Plus 4- odpowiedział Tony.

-Kurwa- bąknąłem.

-Teraz ja wygrywam- powiedział i położył ostatnią kartę- Szach mat. Przegrałeś.

-Sam przegrałeś deklu- warknąłem.

-Przegryw sprząta- zarechotał, wstał i rozsypał karty do gry na podłodze szpitalnej salki.

-Idiota- wyburczałem.

-Debil

-Krzywus

-Wyglądasz tak samo- odparł.

-Czyli i tak lepiej od ciebie- wymruczałem.

-W ryj chcesz?

-Zluzuj dupę

-Sam zluzuj dupę. Posprzątaj- fuknął.

-Nie

-No to będzie chle...

Nie dokończył bo nagle Hailie szarpnęła się i podniosła. Obudziła się.


Rodzina MonetWhere stories live. Discover now