Nie mogłam się pomylić

357 10 9
                                    

                                                           Hailie

Biegłam ile sił w nogach. Dwóch mężczyzn goniło mnie przez mały las. Co za paranoja! Ja tylko sobie jestem! Przecież nic nikomu nie zrobiłam. I wtedy do głowy przyszła mi spontaniczna myśl. Ale mogę komuś coś zrobić. Pod wpływem emocji i wielkiego strachu obmyśliłam bardzo ryzykowny plan. Raz się żyje. Zwolniłam delikatnie tempo. Jeden z facetów był niepokojąco blisko mnie. Gdy zbliżał się coraz bardziej, przyspieszyłam. On też przyspieszył bo widział że zaraz mnie złapie. Gdy był już na tyle blisko, by to co chciałam zrobić wypaliło, nagle gwałtownie się zatrzymałam i kucnęłam. Mężczyzna nie zdążył wyhamować i się o mnie potknął. Powoli wstałam. Do moich uszu nagle dobiegł dźwięk strzału. Poczułam ciepło w nodze. Spojrzałam w dół. Z mojej łydki lała się teraz obficie krew. Zacisnęłam szczękę. Moja biedna psychika wisiała na włosku. Delikatnie opadłam na ziemię. Noga zaczynała niepokojąco mocno boleć.  Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam tego drugiego grzyba, biegnącego w moją stronę. Bez wahania wyciągnęłam pistolet. On się zatrzymał.

-Odejdźcie- fuknęłam sparaliżowana. Było ich dwóch więc jak coś szybko wymyślą, to mogą okazać się silniejsi od nastolatki z bronią.

Facet wycelował we mnie pistoletem. Czy ja będę musiała znowu strzelić? Nie zastanawiając się zacisnęłam zęby i pod wpływem stresu zrobiłam to, co wydawało mi się w tamtej chwili najlepszą opcją. Strzeliłam w gościa który we mnie celował. Powoli upadł na ziemię, blady, a z jego głowy leciała krew. Drugi porywacz leżał na ziemi i się we mnie wpatrywał. Choć w sumie raczej nie we mnie, tylko za mnie. Nie myśląc dłużej wstałam powoli i syknęłam, bo wraz z bólem polało się więcej krwi. Zaczęłam się powoli cofać. Robiłam powolne kroki w tył i nagle uderzyłam o coś plecami. O nie. Odwróciłam się najszybciej jak mogłam i wycelowałam bronią w postać za mną.

-Ej, spokojnie- powiedział Dylan.

Lordzie, uchowaj. Jak ja się cieszyłam że Dylan mnie znalazł. Kolana się pode mną ugięły. Opadłam swobodnie na leśną ściółkę.

-Hailie? Wszystko w porządku?- Dylan przeraził się i kucnął koło mnie. Moja rana została wciśnięta w ziemię gdy upadłam i ponownie jęknęłam z bólu. - Co ci jest?!- Mój brat panikował.

Widziałam w jego oczach strach, jednak nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Gardło mi się zacisnęło więc powoli i delikatnie pokazałam mu ranę na nodze, prostując ją. Gdy Dylan zobaczył moją łydkę warknął tylko:

-Kurwa, ja pierdolę

Miałam ochotę wywrócić oczami, jednak nie miałam siły. Położyłam obok siebie pistolet. 

-Masz coś czym można to zatamować?- zapytał.

Pokręciłam głową, a on tylko wymruczał pare przekleństw pod nosem. Pomógł mi wstać.

-Dylan gdzie Vince?- zapytałam ledwo słyszalnie.

-Jadą

 Powoli udaliśmy się do auta, które dopiero teraz zauważyłam. Wypatrzyłam za samochodem  bliźniaków którzy grozili temu kolesiowi któremu strzeliłam w nogę.

-Hailie! - Shane przybiegł do mnie i pomógł Dylanowi usadowić mnie na fotelu w samochodzie. Tony przyniósł apteczkę z bagażnika. Bandażowali moją ranę gdy zza pleców moich braci dobiegło głośne warknięcie:

-Odsuńcie się

Moi bracia, nie wiedząc co się dzieje odsunęli się natychmiast. Przed moimi oczami stał grzyb, który przed chwilą leżał jeszcze w lesie. W ręku trzymał mój pistolet. Zamarłam.

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now