Rozdział 9 Raven

2.1K 196 14
                                    

Musisz dbać sama o wszystko. To jest niby plus, ale zdziwisz się, gdy zobaczysz ile tego jest. A na początku wcale nie będzie łatwo zaplanować wszystko tak, aby to miało sens.

Miałam tylko tydzień. Siedem dni, aby coś zmienić, a moja praca wcale w tym nie pomagała.

Z jednej strony to dobrze, że musiałam zostać w niej dłużej, za nieobecną Zoe, więcej godzin to też większa wypłata. Jednak więcej pracy dawało mi mniej czasu na zrobienie czegoś, co przekona Nila, abym mogła zostać.

Skończyłam pracę i od razu po zamknięciu kawiarni ruszyłam do sklepu. Wolałam zrobić zakupy od razu, oszczędzając czas.

To był zdecydowanie zły pomysł. Byłam głodna, więc wchodząc do sklepu w moje nozdrza uderzyły zapachy jedzenia, na które nie mogłam sobie pozwolić.

Ślinka napłynęła mi do ust, a zrobiłam zaledwie kilka kroków naprzód.

Moją uwagę przyciągnęły jabłka na promocji. Namierzyłam wzorkiem te najmniejsze i zaczęłam zastanawiać się ile by mogło kosztować.

Było tak małe, że na pewno nie dużo. Cena za kilogram zupełnie nie pomagała mi w oszacowaniu wartości owoca. Nigdy wcześniej tego nie robiłam.

Zdążyłam podjąć decyzję, wyciągnęłam dłoń i w tym samym momencie usłyszłam tuż obok siebie głos:
- Suń się, smarkulo.

Odskoczyłam na bok szybciej, niż zdążyłam pomyśleć.

Czemu zawsze to musiał być Asher?

On sięgnął po owoce bez wahania. Minął mojego małego, upatrzonego faworyta, który zniknął pod stosem innych jabłek.

Co mi odbiło? Przecież nie było mnie na to stać. Miałam tylko tydzień, musiałam odłożyć jak najwięcej, a ja wachałam się, czy kupić jabłko. To był zbędny wydatek, na który nie mogłam sobie pozwolić.

Zacisnęłam wargi, przygryzając je mocno, aby skupić się na zadaniu.

Ruszyłam ku sklepowej półce, którą znałam już na pamięć. Mój chleb leżał na samym dole i chwyciłam bochenek, przyciskając go do piersi.

Tym samym zrobiłam zapasy na dwa dni. I miałam nadzieję, że pojawię się w tym sklepie więcej, niż jeszcze dwa razy po zakup kolejnych porcji mojego pieczywa.

Wracając do mieszkania beształam siebie w myślach. Miałam jeden cel, przetrwać i prawie się złamałam. Jabłko to było rarytas, na który nie mogłam sobie pozwolić, a prawie je kupiłam. Na szczęście pojawił się Asher.

Przecież następnego dnia był wtorek. Dzień, w którym musiałam opłacić pieniądze za mieszkanie. Wiedziałam, że moje finanse od razu po tym znacznie uszczupleją.

Podzieliłam wszystkie pieniądze, które posiadałam na odpowiednie kupki. Jedna to czynsz za mieszkanie, druga, identycznie wysoka oszczędności, które pozwolą mi przetrwać w tym miejscu. Trzecia to było pięć osobnych kupek po osiemnaście, na kawę dla Ashera. A czwarta to pieniądze, które mogłam wydać w tym tygodniu. Było tego więcej, niż się spodziewałam. Mogłam pozwolić sobie na coś więcej, niż chleb. Jeden, normalny obiad, albo moja własna kawa w kawiarni. Tylko z wydaniem tych zapasowych pieniędzy nie chciałam się spieszyć. To miał być mój tryumfalny obiad w niedzielę, gdy Nil pozwoli mi tu zostać na stałe.

Pilnowałam, aby moje życie wyglądało tak, jak powinno. Więc nawet jeśli miałam na kolację wyłącznie chleb to wyjęłam z szafki talerz i ułożyłam na nim cztery kromki. Napełniłam kubek wodą i zajęłam kanapę.

Było cudownie. Może nie idealnie, ale byłam w własnym mieszkaniu i robiłam to, na co miałam ochotę.

Może nie do końca, bo po zjedzeniu musiałam zmusić się, aby wyjść z mieszkania. Musiałam wychodzić codziennie, zwiedzać nowe miejsca i poznawać nowe osoby. Wszystko, aby tu zostać.

Raven- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz