Rozdział 41 Asher

1.5K 179 6
                                    


To było tylko kilka słów, ale wystarczyło, abym zerwał się z kanapy.

SMS, który dostałem przyszedł z nieznanego numeru i składał się wyłącznie z adresu. Normalnie potraktowałbym to jako nieśmieszny żart, ale znałem ten adres.

To był adres szkoły.

Wsiadając na motor liczyłem się z tym, że ta wiadomość może być wysłana przez dwie różne osoby i byłem gotowy na obie ewentualności.

To mogła być Raven. Ciągle była w szkole i potrzebowała mojej pomocy. Więc tym razem, jeśli ktoś zagroziłby mi drogę i tak zamierzałem wejść do środka. Nawet skacząc przez te ogromne ogrodzenie.

Drugą opcją było to, że SMS wysłał Nil. Raczej wolałem nie zastanawiać się dlaczego. Każda opcja była zła i wywoływała moje zbyt szybkie bicie serca.

Skupiłem się na prowadzeniu, starając się nie myśleć o tym, co mnie czeka. Tak, aby bezpiecznie dojechać na miejsce.
Tym razem wąska droga,prowadząca do szkoły była pusta. Nikt mnie nie zatrzymał.

Cholera, nawet ta ogromna brama była otwarta na oścież. To było zaproszenie, pozwolono mi wjechać, ale okropnie żałowałem, że sobie też nie kupiłem gazu pieprzowego, albo broni.

To mogła być pułapka. Dlatego wokoło było tak cicho, nie było widać ani jednej osoby, a drzwi wejściowe stały otworem.
Tylko była też duża szansa, że zobaczę Raven. Albo przynajmniej dowiem się gdzie aktualnie przebywa. Nie mogłem odpuścić.

Bałem się, czułem jak serce bije mi w piersi stanowczo zbyt szybko.

Wiedziałem, że ryzykuje. Ci ludzie byli skłonni do wszystkiego, a ja wchodziłem prosto w ich łapy. Ale robiłem to dla Raven, więc było warto.

Budynek był ogromny, korytarz do którego wszedłem rozdzielał się na kilkanaście drzwi, ale tylko jedne z nich były otwarte na oścież.

Wdrapałem się na piętro i idąc drogą, którą ktoś stworzył specjalnie dla mnie próbowałem nie pęknąć i nie uciec.

Z każdym krokiem żołądek coraz bardziej podchodził mi do gardła, bo byłem dalej od drzwi wejściowych. Miałem coraz więcej metrów do pokonania, gdybym musiał uciec
Dlatego pokonanie kolejnych, otwartych drzwi było coraz trudniejsze.

Droga, którą ktoś dla mnie stworzył była zupełnie bezproblemowa. Wszystkie drzwi wokoło były zamknięte, oprócz tych jednym, przez które miałem przejść, to było oczywiste. Gorzej z uczuciem niepewności, który mnie otaczał.

Cholera.

Była tam.

Moja mała smarkula leżała na łóżku, opierając się o poduszki. Jej twarz była stanowczo zbyt blada, prawie biała. Wpatrywała się w swoje dłonie, zaciśnięte na materiale przykrywającego ją koca.

Cholera, miała podpiętą kroplówkę, a pokój w którym się znajdowała przypominał raczej szpital, niż domową sypialnię.

Ale to była ona. Moja mała smarkula, która wyjechała bez jakiejkolwiek pożegnania. 
  - Cos ty kurwa sobie myślała?!

  Dobra, wrzasnąłem, ale musiałem odreagować.

Raven podniosła głowę i jej oczka rozszerzyły się, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. W to, że stoję w drzwiach.

Trwało to zaledwie chwilkę, bo sekundę później jej oczy wypełniły się łzami.
Wyciągnęła do mnie ręce, uniosła je z pościeli, kierując w moją stronę i po prostu musiałem do niego pobiec.

Żeby otoczyć ramionami jej ciało musiałem najpierw podnieść kabel od kroplówki. Dopiero wtedy mogłem przycisnąć dziewczynę do siebie.
  - Asher. 

Raven- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz