Rozdział 40 Asher

1.8K 205 61
                                    


Wyjeżdżanie bez Raven było beznadziejne. Po prostu uwielbiałem, gdy była obok. Nawet sama myśl, o tym, że była za ścianą swojego mieszkania, albo w kawiarni była o wiele lepsza.

Znalazłem się prawie trzy godziny drogi od niej i to jakoś wewnętrznie bolało. Bo powrót na noc, aby przytulić ją przytulić, naswet przez chwilę był wykluczony.

Wolałbym zabrać ją ze sobą, ale Raven podchodziła zbyt optymistycznie do wszystkiego. Bałem się, że nastawi się na coś, ledwo to zobaczy, chociaż to nie było nic pewnego.

Więc szukanie mieszkania musiałem odbyć samodzielnie. Chciałem pokazać je dla Raven, gdy już wszystko będzie pewne.

Za pierwszym razem się nie udało. Za to drugi wyjazd ufał się w pełni.

To było właśnie to. Byłem tego pewien, stojąc w oknie mieszkania ulokowanego na trzecim piętrze. Wielkie okna, na których mi zależało ukazywało jezioro. To było miejsce, które idealnie łączyło nasze wspólne wymagania i jakoś byłem pewien, że Raven się spodoba.

Chciałem być pewien, podpisać wstępną umowę kupna, zanim jej to powiem. Bo byłem świadomy, jak rozczarowana będzie dziewczyna, gdy to się nie uda.

Raven przez te trzy dni nie zadzwoniła, ale jakoś nie zwróciłem na to uwagi. Nie odebrała telefonu ode mnie, ale przejęty moim zadaniem nie zwróciłem na to uwagi.

Zacząłem się martwić, gdy wsiadłem na motor. Miałem złe przeczucia i to dopiero wtedy. Przecież powinien wrócić już z dwa dni wcześniej, gdy nie zadzwoniła.

Ta myśl, że coś jest nie tak pogłębiała się z każdą chwilą, jakoś czułem że coś jest nie tak.

Naciskałem manetkę z gazem tak mocno, jak się dało, przekroczyłem ograniczenie prędkości prawie dwukrotnie, ale to niewiele dało. Ciągle jechałem za wolno.

Zatrzymałem się na poboczu, aby do niej zadzwonić. Ręką mi drżała, kiedy uniosłem ją do ucha. Tylko straciłem cenne sekundy, bo sygnał brzmiał i brzmiał, aż włączyła się poczta głosowa.

Mogła zgubić telefon. Powtarzałem to sobie a myślach, starając się nie panikować. Albo wzięła za Zoe zmianę w kawiarni, a jej telefon znajdował się aktualnie w zamkniętej, pracowniczej szafce.

Panikowałem, czułem, jak kleję się od potu. Sam nie wiem czemu to robiłem. Po prostu wewnętrznie czułem, że coś jest nie tak.

Gdyby Raven była w mieszkaniu, to odebrałby telefon, o ile go oczywiście nie zgubiła.

Więc pierwsze kroki, które wykonałem po zaparkowaniu skierowałem do kawiarni. Błagałem w myślach wszystkich, których mogłem, aby tam była. Stała za ladą i tworzyła te swoje cudowne, piankowe misie.

Nie było jej.

Czułem jakąś grudę w gardle, kiedy spojrzałem na Zoe. Coś było nie tak.
Nawet nie zapamiętałem, jak znalazłem się przy lądzie. Przecież musiałem wykonać te kilka kroków.

Miała dziwną minę, inną niż zwykle i przez to mój niepokój jeszcze bardziej się powiększył, o ile to wogóle możliwe.

Zoe pochyliła się nad ladą, aby być bliżej mnie i ściszyła głos.
  - Już wiesz?

  Zabrzmiało strasznie, jakoś nie mogłem wziąć kolejnego oddechu.
  - Ona jest niewolnicą.

Nie.

Nie.

Nie.

Tylko nie to.

Te słowo odbijało się echem w mojej głowie, jakby ktoś je zapętlił.

Raven- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz