Rozdział 11 Asher

2.4K 233 30
                                    


Nikt nie może się dowiedzieć.

  - Byłam na Mszy.

  Zatrzymałem się na szczycie schodów, słysząc głos, dobiegający z mieszkania Raven.

Musiała rozmawiać przez telefon.

Niemożliwe, aby ktoś u niej był.

Wyszedłem tylko po kawę, a i tak ciągle obserwowałem drzwi wyjściowe. Tak na wszelki wypadek.

Miałem jakąś obsesję na jej punkcie.
  - Katolickim, z Asherem.

Ktoś ją wypytywał o to co robiła? I z kim?
Byłem tam, ale nie powiedziałabym z nią.

Po prostu poszedłem za nią.

Oparłem się o barierkę i uniosłem kawę do ust. Smakowała o wiele gorzej, niż ta, którą przygotowała mi Raven.
  - Chyba chcę wierzyć w Boga.

Że kurwa co? To było tak absurdalne, że aż oplułem się tą niedobra kawą, na dodatek bez misia.
  - Głaskałam psa w parku.

  A potem upadła, bo zajęta zwierzakiem nie zauważyła smyczy i runęła na ścieżkę jak długa.
  - Zoe ma w przyszłym tygodniu urodziny, zaprosiła mnie i bardzo chciałabym tam pójść.

  Moja smarkula wybierała się jeszcze na jakąś imprezę? Ona ledwo dawała radę w mieście.
  - Nie byłam tam jeszcze, ale pytałam Zoe i obiecała, że ze mną pójdzie. Tylko muszę poczekać, aż zda egzaminy.

  Zacząłem się zastanawiać z nim rozmawiała. Przecież nie z rodzicami. Ta rozmowa brzmiała tak dziwnie, że nie byłem pewny, kto może stać po drugiej stronie słuchawki.
  - Myślisz, że mogę mieć psa?

  Ta zmiana tematu sprawiła, że się uśmiechnąłem. Wcale nie zabrzmiało tak, jakby usilnie chciała zmienić temat.
  - Dobrze.

  Jakby nie mogła włączyć trybu głośnomówiącego. Też chciałem posłuchać.
  - Chyba też dobrze. Zapłaciłam za czynsz i oszczędziłam tyle, co powinnam.

  Nawet rozmawiała z tym kimś o swoich finansach? To było dziwne.
  - Jakoś dałam radę. Nie było mnie stać na wszystko, co miałam ochotę, ale nie chodzę głodna.

  Nie było jej stać?
  - Robię małe zakupy raz na dwa dni, żeby nic się nie zmarnowało i dopiero wtedy kupuje po raz kolejny.

  Właśnie tak było. Chodziła po zakupy co dwa dni, ze mną i za każdym razem kupowała to samo. Chleb.
  - Dzisiaj jadłam kanapki.

  Kurwa.

Jakoś byłem pewien, że te kanapki składają się tylko z chleba.

Czemu nie zauważyłem tego wcześniej?
  - Czasami kupuje kawę w kawiarni.

  Robiła to przecież codziennie. Płaciła za moją kawę, nie umiąc mi odmówić, a później jadła suchy chleb.

Jak mogłem tego nie zauważyć?

  Głodziłem ją, przeze mnie nie miała co jeść, a nawet tego nie zauważyłem.

Teraz mina Raven, gdy musiała dołożyć dodatkową dwudziestkę do czynszu nabrała sensu. Przecież to były jej pieniądze na jedzenie na cały tydzień, albo jedna kawa dla mnie.
-Chyba dobrze mi idzie. Nikt jeszcze się nie skarżył, że zrobiłam coś źle. Już znam kilku klientów i mówię im po imieniu.

Cholera, starała się w pracy. Wzięła więcej godzin i obawiałem się, że ja jestem tego głównym powodem. Znaczy moja kawa, na którą nie było jej stać.

Raven- Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz