11. Lojalność

2.5K 141 21
                                    

Cześć :)

Ten rozdział jest trochę krótszy i mniej się w nim dzieje, ale mimo to go lubię. Myślę, że wyszedł dobrze, bo wprowadza nam też powoli perspektywę Giny, która odegra większą rolę w tym opowiadaniu, niż może się wydawać. A Wy jak myślicie? Dajcie znać w komentarzu.

Jak zawsze dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki!

Jak zawsze dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Lojalność

Leon przez chwilę wpatrywał się w drzwi gabinetu, które z trzaskiem zamknęły się za Juliette. Przekrzywił lekko głowę, pozwalając swoim myślom swobodnie płynąć. Powoli w jego umyśle klarował się wniosek, że nie rozumiał tej kobiety. Musiała oszaleć. Była ślepakiem, człowiekiem wychowywanym przez wilkołaki. Człowiekiem źle traktowanym przez wilkołaki. Myślał, że z tego powodu będzie ich nienawidzić. Nie zdziwiłoby go to. Spodziewał się, że zechce uciec, kiedy podczas pełni zostanie sama w domu. Tymczasem nie zrobiła tego. A gdy nadarzyła się okazja, aby im zaszkodzić, aby wszystko wyśpiewać szeryfowi, z tego także zrezygnowała. Nie mógł pojąć dlaczego.

„To moja sfora", powiedziała. Wright nie potrafił zdecydować, czy to stwierdzenie bardziej go zaskoczyło, zaciekawiło czy rozbawiło. Może i ona uważała ich za swoich, ale oni zdecydowanie nie odwzajemniali tego uczucia. Był niemal pewien, że gdyby tylko mieli ku temu sposobność, członkowie jego watahy zaszkodziliby jej, zdradziliby ją. Gdyby role się odwróciły, wszyscy powiedzieliby o niej szeryfowi.

Właśnie. Szeryf. Leona zaniepokoiło to, co powiedziała Juliette. Do tej pory nikt z biura szeryfa nie składał im wizyt, a już na pewno nie w środku nocy i nie po to, by zapytać o wilki. Czasem widział któregoś z zastępców na mieście albo w parku, kiedy trzeba było zająć się jakimś zbłąkanym turystą. Witali się zdawkowo, jak to często robią sąsiedzi, którzy się kojarzą, ale nie znają na tyle, by prowadzić długie dysputy. Wrightowie mieszkali w Cody właściwie od samego początku jego istnienia i nigdy nie mieli problemów związanych ze swoich wilkołactwem. Ukrywali to, a z czasem – tak jak mówiła Greta – ludzie przestali w ogóle wierzyć w gusła i magię, więc nawet specjalnie nie musieli się wysilać, by blokować plotki.

Ale ten szeryf go zaskoczył. Callahan. Leon chyba nie znał żadnego Callahana, ale nie przypominał też sobie, żeby ostatnio w mieście były wybory na nowego szeryfa. Czyżby coś przeoczył? Być może, ostatecznie aż tak go to nie obchodziło. Niemniej musiał dowiedzieć się, dlaczego ten mężczyzna naszedł jego rodzinę. W nocy, kiedy w domy była tylko bezbronna kobieta i dziecko.

Ze zdenerwowania mocniej zacisnął pięści. Nie podobało mu się to.

Wychylił się z gabinetu i sprawdził, czy ktoś był w pobliżu. Zauważył Keitha, więc powiedział mu, żeby znalazł Dennisa. Po chwili mężczyzna dołączył do niego w gabinecie. Był wysoki i szczupły, starszy od Leona o dekadę. Usiadł na krześle i głęboko westchnął. Wyglądał na rozbawionego, wesołego, jakby wciąż jeszcze czuł euforię po powrocie z lasu.

Ślepak | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz