Rozdział 4

1.4K 56 2
                                    

W niedzielę popołudniu gdy w końcu przestała mnie boleć głowa i byłam pewna, że procenty zniknęły z mojego organizmu, pojechałam do babci. Po drodze wstąpiłam do sklepu całodobowego aby kupić babci parę rzeczy. Różne jogurty, parę soków czy coś słodkiego. Głównie coś słodkiego.

— Cześć babciu. — odrzekłam uśmiechając się gdy weszłam do jej sali a następnie podeszłam do jej łóżka i przytuliłam jedną z najważniejszych osób. — Przepraszam, że jestem dopiero teraz ale wczoraj wieczorem szefowie wypadła ważna kolacja biznesowa i potrzebował mnie na niej.

— Nie gniewam się. — odezwała się słabym głosem. — W naszej sytuacji twoja praca jest ważniejsza.

— Mam dla ciebie parę rzeczy. — uśmiechnęłam się. Z reklamówki wyciągnęłam soki, ciastka i parę jogurtów.  — Masz na coś ochotę? — zapytałam.

— Chętnie soku się napije. — odkręciłam nakrętkę i podałam babci butelkę a później usiadłam obok niej. — Jak sobie radzisz?

— Na razie jest dobrze. Zwłaszcza odkąd dostałam awans. Nie musisz się martwić, radzę sobie.

— Na pewno? Wiem, że przysporzyłam Ci kłopotu.

— Nie prawda. I naprawdę jest dobrze. Przy okazji wczorajsza kolacja biznesowa ma być potraktowana jako nadgodziny więc wypłata będzie trochę wyższa.

— A szef bardzo daje ci w kość? — zapytała.

— Czasami ale idzie przeżyć.

#

W poniedziałek rano wstałam nie wyspana. Bałam się dzisiejszego dnia. Podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Po porannej toalecie poszłam do kuchni aby zrobić sobie śniadanie jednak ze stresu ledwo byłam w stanie cokolwiek przełknąć. Wypiłam kawę i wyszłam z mieszkania aby pojechać do firmy. Dalej mam delikatne obawy przed pojawieniem się w biurze. No dobra, może nie delikatne. Mocne. Nie pamiętam o czym wtedy z nim rozmawiałam. Boję się, że mógłby do tego nawiązać. Albo co gorsza, zwolni mnie przez to.

Z teczkami w ręce weszłam do budynku firmy. Wolnym krokiem wsiadłam do windy, wysiadłam z niej i przemierzyłam korytarz piętra, na którym znajdowało się moje biurko. Zostawiłam torebkę na biurku i zanim weszłam do gabinetu Nicolasa wzięłam głęboki wdech. Ze stresu jest mi aż niedobrze. Ale cóż, muszę się z tym zmierzyć. Weszłam do środka gabinetu. Szef ponownie mając na sobie tylko spodnie dresowe biegał na bieżni.

—Dzień dobry. Mam dla pana te teczki. Nie wiedziałam czego mam szukać więc je opisałam.  — odrzekłam kładąc je na jego biurku w tym samym momencie gdy Nick zszedł z bieżni.

Odwróciłam się i chciałam ruszyć do swojego stanowiska aby włączyć laptopa i zająć się pracą. Zaczynając od sprawdzenia skrzynki pocztowej. Chciałam zrobić cokolwiek aby nie myśleć o tej sobotniej rozmowie. A już na pewno nie chciałam rozmawiać o tym z Nicolasem.

— Panno Evans. — odezwał się Nick gdy byłam przy drzwiach. Przymknęłam na chwilę oczy a gdy ponownie je otworzyłam, odwróciłam się w jego kierunku.

— Potrzebuje Pan czegoś, panie Lanford?

— Właściwie to tak. Carly, wyjaśnisz mi ten telefon z nocy pomiędzy sobotą a niedzielą?

— Niestety nie. — odrzekłam. — Bardzo bym chciała ale niestety nie mogę.

— A masz jakiś konkretny powód? — zapytał Nicolas unosząc jedną brew do góry.

— Ponieważ wypiłam za dużo i nie pamiętam co mówiłam. O tym, że do Pana dzwoniłam powiedział mi rejestr połączeń. Jeżeli powiedziałam coś nie miłego to przepraszam.

Dlaczego on?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz