Rozdział 20

426 32 6
                                    

Na początku gdy Nick poinformował mnie co wymyślił dla mnie w ramach zemsty za bal naprawdę chciałam go najpierw zamordować a potem uciec stamtąd. To wszystko przez to, że wydawało mi się, że skoro do tej pory nie miałam kontaktu z matką pana Lanforda to może być niezręcznie. W końcu jakby nie patrzeć miedzy mną a panią Lanford jest różnica pokoleń. Jednak byłam w błędzie. Przekonałam się o tym jak bardzo się pomyliłam już w momencie gdy weszliśmy do dużego centrum handlowego. Pani Lanford załapała mnie za rękę a potem ciągnęła mnie od jednego sklepu odzieżowego do drugiego. Oprócz sukienki do klubu,  pani Lanford znalazła dla mnie parę bluzek, spodni czy spódnic, które jej zdaniem bardzo fajnie będą podkreślać moją figurę oraz długie nogi. Chociaż ja osobiście nie uważam aby naprawdę miała długie nogi.

— Słuchaj kochana, musisz jej sobie kupić. — stwierdziła pani Lanford. — Definitywnie musisz.

— Chwilowo nie mogę sobie pozwolić na to. Miałam trudną sytuację rodziną. Teraz będzie lepiej ale nie dostałam jeszcze wypłaty. — odrzekłam.

To jest głupi tok rozumowania z mojej strony. Wiem o tym. Kupuję sukienki z karty Nicolasa ale innych ciuchów już nie chcę. Gdyby jego mamy tu nie było to bym zaszalała licząc na to, że Nick mnie zwolni. Mimo wszystko, nie chcę aby pani Lanford myślała, że interesują mnie pieniądze jej syna. Polubiłam ją i chciałabym aby i ona polubiła mnie.

— Zapłacimy firmową kartą. — odrzekła pani Lanford.

— Przepraszam, nie mogę się na to zgodzić. — powiedziałam stanowczo. 

— Daj mi kartę. — wyciągnęła do mnie dłoń. — Ja zapłacę. I nie chcę słyszeć sprzeciwu. Nicolas też się nie sprzeciwy. W końcu nigdy niczego mi nie odmawia, tak samo jak jego ojciec.

Wiedziałam, że Nicolas bywa uparty. Teraz przynajmniej wiem po kim to ma. Pani Lanford jest równie uparta co jej syn. Nie kłóciłam się bo i tak nie miałoby to sensu. Wyciągnęłam kartę z portfela z torebki i  podałam ją kobiecie. W ten sposób moją szafę wzbogaciły parę nowych ubrań.

— Podjedziemy teraz do mojego mieszkania aby się przebrać, co pani na to? — zapytałam gdy wychodziłyśmy z jednego ze sklepu.

— Może być. — odrzekła pani Lanford. — Przy okazji mów mi po imieniu. Jestem Sofie.

— Ładne imię. — stwierdziłam.

Wezwałyśmy taksówkę i jakieś plus minus trzydzieści minut później weszliśmy do mojego mieszkania. Sofie usiadła na kanapie w salonie. W ogóle to Nick mógł dać na kierowcę.

— Mogę zapytać co to za trudna sytuacja rodzinna, o której wcześniej mówiłaś? — zapytała Sofie.

— Jasne. — odrzekłam siadając obok Sofie. — Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Mną zajęła się babcia, która sama miała problemy finansowe przez dziadka alkoholika. Później się pochorowała więc gdy nie mogłam już dłużej się nią opiekować, byłam zmuszona oddać babcie do ośrodka. Finalnie okazało się, że babcię nie stać na ośrodek więc ja go opłacam. Przez co momentami ledwo wiązałam koniec z końcem, potem dostałam awans co poprawiło moją sytuację finansową. Teraz będzie lepiej bo ostatnio okazało się, że ktoś go opłacił ale nie wiem kto to.

— To dobrze, że zajmujesz się babcią. Z ciebie jest dobra dziewczyna.

Nie mogłabym inaczej. W końcu babcia opiekowała się mną gdy byłam dzieckiem. Teraz moja kolej aby o nią zadbać.

— Nicolas jest dalej na spotkaniu, prawda? — zapytała nagle Sofie, zmieniając temat.

— Pewnie tak. Dzisiaj faktycznie ma ich sporo.

— Cały czas w pracy. Jak jego ojciec gdy zakładał Lanford Company. Jest do niego bardzo podobny, zarówno z charakteru jak i z wyglądu. — mruknęła Sofie. — Czasami obawiam się, że przez ten swój pracoholizm nie znajdzie sobie partnerki.

W sumie jakby nie patrząc to faktycznie coś w tym jest. Skoro Sofie sama zaczęła temat Nicka to może uda mi się coś wyciągnąć z niej o szefie a potem jakoś skorzystać z tej wiedzy. Trzeba wykorzystać okazję.

— Pewnie tata pana Lanforda zadowolony, że firma się rozwija. — odrzekłam.

— Owszem, byłby zadowolony gdyby żył. Zmarł mój mąż, Nicolas musiał poradzić sobie z firmą oraz studiami, jednocześnie. Od tamtej pory cały czas jest zapracowany. Jeszcze do tego pomagał mi prowadzić dom.

— Przepraszam, że zapytałam. Nie wiedziałam.

Na prawdę nie wiedziałam, że ojciec Nicka nie żyje. Szef nigdy o tym nie mówił.

— Nic się nie stało. — kobieta uśmiechnęła się. — Z Nicolasa zawsze był dobry chłopak i chciał pomagać innym. Dobry z niego chłopak. Nie mogę się doczekać aż znajdzie sobie partnerkę i ustatkuje się ale z tego co widzę chyba nie mogę na to liczyć. A tak bardzo chciałam zostać babcią.

— Może się jeszcze doczekasz. — mruknęłam.

Aby nie robić złudnych nadziei to nie będę mówić Sofie o tej relacji jaka zaczyna się kształtować między mną a Nickiem. Tak naprawdę to ja sama nie do końca wiem co mam myśleć o naszej relacji.

— W sumie masz rację, jest jeszcze młody. Może znajdzie sobie jeszcze kogoś. — odrzekła Sofie.

— Myślę, że z tym nie będzie miał problemu. Nie mów mu bo jeszcze wykorzysta to przeciwko mnie ale nawet ja muszę przyznać, że jest przystojny. Chociaż jest moim szefem. — zaśmiałam się.

— Nic mu nie powiem, kochana. Słowo.

#

Wiem, że to głupie z mojej strony. Nie dość, że mamy poniedziałek, początek tygodnia to jeszcze jutro mam pojawić się w pracy na dziewiątą. Dodatkowo do godziny osiemnastej jestem w pracy więc nie powinnam iść do klubu. Bo tam na pewno wypiję alkohol. Tak samo jak nie powinnam pić wina w ciagu dnia. Ale w końcu chcę aby Nick mnie zwolnił więc może upicie siebie w godzinach pracy jak i zarówno jego matkę pomoże mi w końcu osiągnąć cel.

Razem z Sofie przygotowałyśmy się do wyjścia do klubu. Przebrałyśmy się w ciuchy, które wcześniej kupiliśmy. Zrobiłam sobie troszkę mocniejszy makijaż i gotowe wyszłyśmy z mojego mieszkania. Wezwałyśmy taksówkę i pojechałyśmy do klubu gdzie bawiłam się z Emmą i Alex. Pani Lanford chyba podobała się ta zmiana bo gdy tylko weszliśmy do środka budynku rozglądała się podekscytowana po klubie.

— Jest super. — odrzekła Sofie. — Bawię się naprawdę dobrze więc wybaczę mojemu synowi te spotkania. — zaśmiała się. — Dobrze, że ma taką asystentkę jak ty, Carly. Przynajmniej nie zanudzi się w tej pracy przy tobie.

— Zadbam by dalej się nie nudził. — również się zaśmiałam.

Całując mnie czy robiąc mi masaż na pewno się nie nudzi.

— To dobrze.

— Napijesz się czegoś? — zapytałam.

Podeszłyśmy do baru, za którym stała młoda kobieta.

— Co podać? — zapytała barmanka.

— Poproszę mohito. — Odrzekła pani Lanford.

— Ja wezmę malibu. — odrzekłam.

Barmanka przygotowała nasze drinki. Wzięłyśmy je i usiadłyśmy na kanapie.

— To mnie orzeźwiło. — odrzekła Sofie a ja miałam wrażenie, że jej oczy rozszerzyły się gdy wypiła połowę drinka.

Zaskoczyło mnie to jak szybko wypiła swojego drinka, biorąc pod uwagę jej wiek. Nawet ja tak szybko drinka nie piłam bo gdybym to zrobiła to byłabym pijana za szybko i chyba bym się nie podniosłam.

Przez większość czasu naprawdę fajnie się bawiłyśmy z panią Lanford. Dopóki nie zaczęli zaczepiać nas jacyś facecie, mnie zaczęli dotykać po tyłku a tego sobie nie życzyłam. Jednemu dałam w twarz a potem pojawiła się policja.

#

Widziałam wczoraj pod poprzednim rozdziałem że niektóre rozdziały przypominają jakąś historię z Chapters czy coś takiego? To prawda? Bo jeżeli tak to cofnę publikacje wszystkich rozdziałów i spróbuję poprawić tę historię.

Dlaczego on?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz