Hejka!
– Oliver! Co ty robisz?!
Z szeroko otwartymi oczami, wchodzę do rozwalonego pokoju brata. Bałagan jest wszędzie. Poduszki, zdjęcia, plakaty, wszystko leży na podłodze. Moje trybiki w mózgu pracują na najwyższych obrotach. Patrzę na chłopaka, który wrzeszczy na całe gardło, zrzucając rzeczy z biurka. On jest moim priorytetem. Muszę coś zrobić, zanim zrobi sobie krzywdę.
– Oliver – szepczę, gdy łapię go w pasie, opuszczając nas na panele. – Cii… Jestem tu.
On nie odpuszcza. Szarpie, aby uwolnić się z mojego uścisku.
– Zostaw mnie, kurwa! – cedzi, próbując zepchnąć moje ręce ze swojego ciała.
– Nie – niemal krzyczę. – Nie zostawię cię samego. Nawet o tym nie myśl. – Obejmuje go, jak małe dziecko, a on płacze i płacze. Nie wierzga się już. Jedyny ruch, który widzę, to szybko unosząca się klatka piersiowa, gdy walczy, aby złapać głębszy wdech. – Oddychaj…
– To moja wina – mamrocze sennie. – To wszystko moja wina.
Mrugam, wyrywając się z czarnych wspomnień. Wbijam palce w futrynę, zmuszając się, żeby zrobić krok. Po chwili to robię, czując jak niewidzialny sznur zaciska się wokół mojego gardła. Uwiera mnie. Dusi. Lecz nie przerywam czynności. Kieruje wzrok na posprzątany na błysk pokój. Posprzątał go przed…
Posprzątał go przed swoją śmiercią.
Zbliżam się do szafy, gdzie ubrania są równiutko ułożone w idealną kosteczkę, choć nigdy ich tak nie układał. Zazwyczaj ubrania zwijał w rulon i wrzucał byle jak na półkę. Często go o to ochrzaniałem, ale dziś wolałbym, żeby w środku istniał bałagan. Mógłbym wtedy myśleć, że poszedł tylko do szkoły i wróci za jakieś kilka godzin.
Ale nie wróci. Już nigdy.
Od tamtego dnia nikt oprócz mnie tu nie zagląda. Nie było tu sprzątane, więc w niektórych miejscach jest trzyletni kurz. Nie zwracam jednak na niego uwagi. Zostawił pokój w takim stanie i tak ma pozostać.
Dotykam opuszkami palców czarnej ramki zawieszonej na ścianie. Unoszę delikatnie kąciki ust, gdy widzę przed swoimi oczami zdjęcie z jego pierwszego meczu. Byłem wtedy z niego taki dumny. Nadal jestem. Widziałem szczęście na jego twarzy, gdy zdobył pierwszą w swoim życiu bramkę.
,, Jestem mistrzem” – powiedział, gdy pojechaliśmy na lody, żeby świętować wygraną.
Był mistrzem. Moim mistrzem.
– Znowu się maltretujesz – stwierdza znajomy głos. Odwracam się w stronę dźwięku.
Patrzę na mamę, która opiera się bokiem o drzwi, z założonymi rękami pod biustem. Widzę z jaką niechęcią przybywa w pobliżu tego pokoju.
– Nie maltretuje – zaprzeczam wypranym z emocji głosem. Podchodzę do niej. Kobieta się cofa, a ja zamykam za nami drzwi. – Nie chcę zapomnieć.
– A powinieneś – prycha, po czym rusza korytarzem przed siebie.
Zaciskam pięści i ją doganiam.
– A dlaczego miałbym, co? – pytam z nieukrywanym oburzeniem. – To twój syn, do cholery!
– Był moim synem – poprawia mnie. – On nie żyje. Pogódź się z tym w końcu.
Łapię ją za przegub i szarpie, żeby się zatrzymała. Robi to, spoglądając w moją twarz bez oznak czegokolwiek. Nic. Pustka.
– O co ci chodzi? Dlaczego zachowujesz się, jakby w ogóle nie istniał?
CZYTASZ
My love Flower ( Będzie Korekta Błędów)
RomanceGdy Hailie podczas wypadku zostaje sparaliżowana, przestaje wierzyć, że kiedykolwiek będzie znowu szczęśliwa. Christian od trzech lat nie potrafi pogodzić się z niewyjaśnioną śmiercią młodszego brata. Jedno spotkanie, jedno zdarzenie i jedna decyzj...