36. Christian.

631 41 0
                                    

Przemierzam szybkim krokiem przez alejkę cmentarza prosto do pomnika Olivera, szukając młodszego brata Hailie. Serce obija mi się o żebra, bo wyobraźnia wypełnia się czarnymi scenariuszami. Strach o tego chłopaka więźnie mi w gardle, bo wiem, jak wyrzuty sumienia, które najprawdopodobniej odczuwa są niszczycielskie.

Staję jak wryty, widząc skulonego Alexa przy grobie mojego brata. Jego kolana stykają się z ziemią, a policzek opiera o wilgotny z pewnością lodowaty marmur. Deszcz kapie na jego dygoczące ciało, niemalże słyszę odbijające się od siebie zęby chłopaka.

Chryste…

Moja grdyka nieprzyjemne porusza się, gdy z trudem przełykam ślinę. Robię krok naprzód, bardzo powolny, aby nie wystraszyć rozżalonego nastolatka.

– Alex – szepczę, kucając przed nim. Zagryzam wargę, wahając się czy go dotknąć.

Poprawiam się na klęczki i biorę głęboki wdech, po czym drżącą dłonią chwytam za jego bark.

– Alex – powtarzam zachrypniętym od emocji głosem.

Nie podnosi głowy, dławi się bezgłośnym szlochem. Pociąga nosem, niemalże desperacko próbując zaczerpnąć powietrza.

Mój wzrok zsuwa się w dół, gdzie bezwładnie leży zaciśnięta pięść trzymająca…

Małą buteleczkę leków nasennych.

Znam je. Matka je brała.

Nie obchodzi mnie teraz, czy spowoduję u niego lęk. Szarpię go za ramiona i zmuszam go do spojrzenia w swoją twarz.

Alex wygląda na tak zniszczonego, że czuję bolesny ucisk w żołądku, a żółć podchodzi mi do gardła. Jego oczy są zaczerwienione od nadmiernego płaczu, a dołki pod nimi są niemal sine. Grymas, który wykrzywia jego młodą twarz mnie zabija. Wygląda zmęczonego i zrezygnowanego.

Biedny złamany chłopiec.

– Ile wziąłeś!? – wrzeszczę, znowu szarpnąwszy jego ciałem, gdy on gapi się na mnie tępo, bez wyrazu. – Alex, kurwa! Wziąłeś coś!?

Patrzę w jego oczy, w których coś miga, a potem z jego ust wydobywa się histeryczny krzyk, który roznosi się po całej przestrzeni cmentarza. Jego czoło opada na moją klatkę piersiową, a ja automatycznie owijam ramiona wokół jego drobnej sylwetki.

– Alex… – mamroczę zdezorientowany i przerażony, głaszcząc jego plecy i mierzwiąc mu włosy z tyłu głowy.

– Tak bardzo za nim tęsknię – łka, nie mogąc złapać tchu.

Jego słowa i ton w jaki je wypowiada, powoduje, że sam zaczynam płakać. Przytulam brata Hailie i kołyszę nim w przód i tył, stanąwszy na wyżynach, żeby dać mu czułość i wsparcie, które w tym momencie jest mu potrzebne.

– Alex – zaczynam ponownie po kwadransie, odsuwając go od siebie. Chowam jego twarz w dłoniach i ściskam jego policzki. – Alex, czy…

Kręci głową.

– Nic nie wziąłem – chrypi, oddychając płytko. – Nie zdążyłem. Ja…

Znowu przyciągam go do silnego uścisku swoich ramion.

– Cii… Już dobrze. Wszystko będzie dobrze – zapewniam szeptem. – Oliver nie chciałby… – ucinam, przełykając nadchodzący potok niewyobrażalnego szlochu. – Nie chciałby, żebyś…

– Wiem – mamrocze, gdy nie mogę skończyć zdania. – Przepraszam.

– Nie przepraszaj mnie. – Kładę podbródek na czubku jego głowy. – Nie oczekuję tego od ciebie.

– Był moim przyjacielem – chlipie roztrzęsiony.

Przyciskam go jeszcze bardziej do swojej piersi.

– On też cię kochał – mówię cicho. – Byłeś dla niego ważny. Byłeś jego Asem, cokolwiek to u was znaczyło.

Czuję przez materiał koszuli, jak unosi kąciki ust.

– Tak, on też był moim Asem – szepcze, pociągając nosem.

                                     🤜🤛

Parkuję przed mieszkaniem Hailie, gdzie widzę z samochodu, jak dziewczyna od razu wyjeżdża z klatki schodowej i kieruje się prosto w naszym kierunku.

Słyszę jak Alex wzdycha, po czym otwiera na oścież drzwi. Gaszę silnik i wychodzę z auta.

– Alex! – krzyczy Hailie, w zatrważającym tempie popychając koła wózka inwalidzkiego. Zatrzymuję tuż przed bratem, który spogląda na nią nią przepraszająco ze spuszczoną głową. – Tak się martwiłam. – Po tych słowach przytula go do siebie. Mocno. Naprawdę mocno. – Nigdy więcej tak nie rób.

– Przepraszam. – Do moich uszu dociera jego przytłumiony, zbolały szept.

– Wchodźmy do środka – odzywam się, gdy się od siebie odklejają. – Jest strasznie zimno, a Alex jest cały zmarznięty.

Obydwoje kiwają głową i kilka chwil później jesteśmy w salonie, popijając gorącą herbatę. Brat Hailie przebrał się w moją czarną koszulkę i dresy. Trochę na nim wiszą, ale przynajmniej nie trzęsie się z zimna. Hailie kilka minut temu zadzwoniła do rodziców, informując ich, że Alex jest u niej cały i zdrowy, a teraz stuka nerwowo palcem w kolano, rozmyślając jak zacząć rozmowę.

– Alex – zaczynam, pomagając Hailie podjęcie decyzji. Chłopaka zerka na mnie znad kubka niewinnym spojrzeniem.

O nie, kolego, to na mnie nie zadziała.

– Musimy porozmawiać o tym, co zamierzałem zrobić – wyjaśniam pospiesznie, zezując co chwilę na twarz zmartwionej Hailie. Jeszcze nie powiedziałem jej, co brat chciał zrobić. Jedynie poinformowałem ogólnikowo przez wiadomości, że był na cmentarzu u Olivera. – Fakt, że miałeś takie myśli są niepokojące i…

– Nie mów rodzicom – wypala spanikowany, odkładając z hukiem parujący napój. Kilka kropel rozlewa się wokół naczynia. – Proszę – dodaje, błagając mnie spojrzeniem.

Kręcę natychmiast głową.

– Wiesz, że nie możemy tego zle…

– Obiecuję, że nigdy nawet o tym nie pomyślę – przerywa mi, wypowiadając te zdanie tak szybko, że ledwo go rozumiem. – Naprawdę, tylko nie mów o tym rodzicom. Nie mogą…

– Alex – grzmię, przerywając jego słowotok. – Nie zauważyłem tego u Olivera i nie zamierzam popełnić znowu tego samego błędu.

Patrzę na Hailie, która zaczyna rozumieć. Widzę to w jej oczach, bo momentalnie robią się szkliste.

– Och, Boże, Alex – mówi z grozą, po czym przesuwa się do niego, aby go objąć.

– Nic mi nie jest, Hailie – szepcze bez przekonania.

Opieram łokcie o kolana i spoglądam na niego znacząco.

– Sam w to nie wierzysz – stwierdzam, a jego oczy robią się większe niż spodki. – Nie oceniamy cię, ani nic takiego. To nic złego, że czujesz się gorzej, a na pewno teraz, gdy tyle przeszedłeś… – przerywam na chwilę, aby mógł przyswoić moje zdanie na ten temat. – Straciłeś przyjaciela, a dziś… – Kręcę głową. – Poproś o pomoc, Alex, proszę.

Nie rozkazuję, lecz proszę, bo to tylko jego decyzja. Ja mogę tylko pokazać mu, że ma inne wyjście.

Chłopak rozluźnia ramiona, a jego głos drży, gdy wypowiada:

– Potrzebuję pomocy.

_________

Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży:
116 111
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Towarzystwa Przyjaciół Dzieci:
800 119 119
Numer telefonu dla osób w kryzysie psychicznym:
116 123
Telefon interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji życiowej ( w tym osób myślących o samobójstwie):
514 202 619

Dbajcie o swoje zdrowie psychiczne.

My love Flower ( Będzie Korekta Błędów)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz