31. Christian.

677 51 10
                                    

Lekceważę wszystkie przepisy drogowe. Desperacko wciskam pedał gazu, spanikowany i bojący się o bezpieczeństwo Hailie. Moment, gdy coś nas rozłączyło, spowodował ciszę, która rozbrajała moje bębenki w uszach.

Najgorsza cisza w moim życiu.

Natychmiast wybiegłem z firmy, a teraz panika o moją ukochaną wypala moje żyły niczym żrący kwas. Jadę, ręce mi drżą, jakbym był po kilkunastu dawkach heroiny, ale to nie narkotyki, a obezwładniający mnie strach o kobietę, którą kocham nad życie.

Czuję, że coś się stało złego. 

Zaciskam szczękę, aż bolą mnie zęby. Samochody trąbią, gdy skręcam w prawo na czerwonym świetle. Serce galopuje mi w piersi, aż odnoszę wrażenie, że zaraz pękną mi żebra. Oddycham płytko, nie potrafiąc zaczerpnąć głębszego tchu. Klatka piersiowa mnie boli. Żółć podchodzi mi do gardła na myśl o tym, że może się jej coś stać. Mojej kochanej Hailie.

Parkujemy na chodniku i nie kłopoczę się z zamknięciem drzwi od auta, czy zgaszeniu silnika. Wbiegam do klatki piersiowej, a potem do jej mieszkania z mocno bijącym sercem. Ciche kwilenie kota dopada do moich uszu. Idę w stronę tego dźwięku.

Coś opada mi na dno żołądka, coś mnie ściska, gdy widzę koszmar przed sobą. To koszmar, to nie jest prawda.

Hailie leży bezwładnie w kałuży krwi w pozycji embrionalnej. Czerwona ciesz ciągnie się od samej ściany, aż do środka pomieszczenia, jakby próbowała się wcześniej czołgać. Tiger stoi nad nią, przyciskając łapę do jej ręki, która bezwładnie spoczywa z dala od krwistej plamy.

Natychmiast do niej podbiegam, bo uświadamiam sobie, że to nie jest sen, a rzeczywistość. Opadam na kolana i na klęczkach przesuwam się do niej, a z mojego gardła wyrywa mi się głośny szloch. Łzy ciekną mi policzkach, gubiąc się w śladach na zimnej posadzce. Wyciągam z kieszeni telefon i dzwonię pod numer alarmowy, krzycząc do dyspozytora, żeby jak najszybciej przysłał karetkę pod podany adres. Odrzucam urządzenie, nie fatygując się, aby rozłączyć połączenie, po czym trzęsącymi dłońmi chowam jej bladą twarz dłonie i przyciskam ją do swojej piersi tak mocno, jakbym się bał, że zaraz rozpłynie mi się w ramionach. Wczepiam drżące palce z tyłu jej głowy.

– Moje kochanie – szepczę przez łzy, bujając nią na boki niczym maleńkie dziecko. – Moje kochanie – powtarzam, przykładając policzek do czubka jej głowy, pokrytego wilgotnymi i posklejanymi włosami.

Krew brudzi koszulę i marynarkę, ale mam to w głębokim poważaniu, gdy miłość mojego życia umiera w moich ramionach.

Miłość mojego życia umiera w moich ramionach.

Moja Hailie. Moje kochanie.

Umiera.

Chaotycznie ściągam z łóżka leżącą bluzę, którą Hailie dostała ode mnie tydzień temu, gdy było jej zimno.

Nie chcę sobie wyobrażać, jak zimno jest jej teraz.

Przyciskam materiał do rany, próbując zatamować wypływającą krew z brzucha.

– Kochanie, nie zostawiaj mnie – błagam, kwiląc rozpaczliwe. Krztuszę się własnym oddechem i łzami spływającymi mi do gardła. – Nie możesz mi tego zrobić. – Pociągam nosem. – Kocham cię, słyszysz! – zaczynam wrzeszczeć, rozrywając sobie tym struny głosowe. – Jesteś miłością mojego życia! Hailie, proszę, nie zostawiaj mnie tu samego!

Słyszę sygnał karetki, który zagłusza mój cierpiętniczy okrzyk ponownej utraty osoby, którą kocham całym sobą, swoją duszą i sercem.

                                 🤜🤛

My love Flower ( Będzie Korekta Błędów)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz