28. Hailie.

673 49 5
                                    

– Spotykasz się z Christianem Larsenem?!

Mama przedziera się przez w szczelinę w drzwiach do mojego mieszkania, a za nią zdezorientowany tata.

– Facet ma trzydzieści lat, Hailie – wytyka, celując we mnie karcąco palcem.

Otwieram usta zszokowana, a potem zaciskam je w wąska linie.

– Lauren, może porozmawiajmy na spokojnie – odzywa się tata, kładąc dłoń na jej barku.

– Co w tym złego, że Christian ma trzydzieści lat? – pytam oburzona.

Mama patrzy na mnie, jakby wyrosły mi dwie głowy.

– Dziesięć lat różnicy, Hailie. Dziesięć!

– No i? – Unoszę brew, zaplatając ręce pod biustem.

– Jonathan, powiedz coś – zwraca się do ojca, unosząc oczy do sufitu.

Przenoszę spojrzenie na mężczyznę, który drapie się po karku.

– A co mam powiedzieć? – Wyrzuca dłonie w powietrze. – Co to za problem, że jest od niej dziesięć lat starszy? Najważniejsze, żeby ją szanował, co nie? Bo cię szanuję, prawda? – Z ostatnim pytaniem zwraca się bezpośrednio do mnie.

– Jest najlepszym mężczyzną, jakiegokolwiek poznałam – zapewniam z całkowitą prawdą. – Szanuje mnie i jest kochany. Naprawdę kochany. – Rozmarzona wzdycham. – I chyba go kocham.

Mamie drga powieka, a tata wykrzywia wargi w uśmiechu, lecz szybko on znika, gdy kobieta piorunuje go wzrokiem.

– Skarbie, ja się o ciebie tylko martwię. – Matka kuca przede mną, zakładając mi pasmo za ucho. – Nie chcę, żeby cię zranił.

– Nie zrani – odpieram pewna tych słów.

Zagryza wargę, jakby biła się z myślami, czy aby na pewno o czymś wspominać. Wypuszcza drżący oddech i łapie mnie za obie ręce, lekko zaciskając na nich palce.

– Mason cię zniszczył, Hailie – zaczyna, praktycznie na bezdechu. – Boję się, że znowu trafisz na takiego dupka jak on, to tyle, Hailie. Skarbie, zrozum, chcę dla ciebie jak najlepiej i chcę żebyś była szczęśliwa.

Patrzę tępo z szeroko otwartymi oczami w twarz matki, rozumiejąc to, czego tak strasznie się obawia.

– Christian, nie jest Masonem, mamo – wykrztuszam z siebie, z trudem oddychając.

Poprawia się na klęczkach i nachyla się ku mojej twarzy, aby musnąć wargami moje czoło. Uśmiecham się na ten czuły gest.

– No mam nadzieję, bo jeśli cię w jakiś sposób skrzywdzi, to go wykastruję. Nie żartuję, zrobię to.

Gapię się na matkę z przestrachem, a potem mrugam i znowu, i znowu, aż z mojego gardła wyrywa się głośny chichot.

– Chryste… – rechoczę, odchylając głowę do tyłu. – Mam strasznie niewyżytych rodziców.

– Ej, ej, ej… – wtrąca się tata. – To twoja matka ma takie skłonności.

Mama wstaje i uderza go w bark z takim impetem, że aż cofa się do tyłu.

– Mam ci przypomnieć rok 1997? – mówi do niego kokieteryjnym szeptem i przyciąga go do siebie za kołnierz koszuli. – Noc w Manhattanie, pamiętasz?

Twarz ojca momentalnie robi się czerwona, a ja jedynie mogę się domyślać, co mu się przypomniało.

No cóż… Ja jako ich dziecko, chyba nie chcę wiedzieć, co wyrabiali w roku 1997.

My love Flower ( Będzie Korekta Błędów)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz