* 2 lutego, piątek
* Wiktoria
- Ja pierdole! - krzyknęłam sflurstrowana wychodząc z windy.
Nie dość, że zostawiłam cholernie ważne papiery w szkole, to teraz padł mi telefon i nie mogłam nawet tam zadzwonić.
Przymknęłam oczy, policzyłam w myślach do dwudziestu, po czym miałam zacząć szukać kluczy w torebce.
Miałam...
Pierwszym co dostrzegłam, po uchyleniu powiek, była osoba, z którą kłócić się akurat dziś nie byłam w stanie.
- Proszę cię, Monet. Każdy dzień, ale nie dziś. Nie mam siły na żadną awanturę. - powiedziałam otwierając mieszkanie.
- Przyszedłem w pokojowych zamiarach seniorita. - uniosłam na niego zmęczone spojrzenie. - Wpuścisz mnie? - zamiast odpowiedzieć, uchyliłam szeroko drzwi.
- Alfa! - mimowolnie z moich ust wydobył się krzyk, gdy rozpędzony pies wskoczył na mnie z energią godną psa husky.
- Proszę. - brunet podał mi bukiet niebieskich kwiatów, a dokładnie róż i niezapominajek.
Weszłam w głąb domu, próbując ukryć lekkie rumieńce oraz znaleźć wazon.
- To... - oparłam się oblat kuchenny aby być na przeciwko mojego gościa, który rozsiadł się przy stole wlepiając we mnie przeszywające spojrzenie. - ...Co chcesz? - dokończyłam próbując w myślach wymazać widok jego zajebiście pięknych oczu z mojej podświadomości
- Zgadzam się, ale mam kilka warunków. - wywróciłam oczami na jego odpowiedź.
- Przejdziemy do tego za chwilę. Daj mi słownie 5 minut. - poprosiłam.
Mężczyzna przytaknął skinieniem głowy, a ja nasypłam psu jedzenia i zajrzałam do lodówki, gdzie moja ukochana Julia zostawiła miskę jakiejś włoskiej sałatki własnego wyrobu.
- Tu masz najlepszych specjalistów. - po zasiąsiu przy stole, tuż przed Monetem, dałam mu karteczkę z kilkoma namiarami.
- Co to jest? - w tych jego wykurwistych oczach zagościła irytacja.
- Nie mogę prowadzić twojej terapii, bo było by to nieetyczne, dlatego znalazłam numery tych najlepszych moim zdaniem terapeutów. - wytłumaczyłam kosztując sałatki.
Jezu, jak ja kocham kuchnię Julii.
- Pierwszy warunek: terapię przeprowadzisz ty, albo nie będzie jej wcale. - kawałek pimidorka koktajlowego stanął mi w gardle.
- Już mówiłam, to nieetyczne biorąc pod uwagę umowę z moim wujkiem. Po za tym, ja bardziej specjalizuję się w nastolatkach, lub dzieciach.
- I w czym, to przeszkadza? - drążył Vincent.
- Jezus, Maria, no... - pogładziłam nasadę nosa. - Nigdy nie zajmowałam się kimś dorosłym, ok? - wyrzuciłam z zawstydzeniem.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - stwierdził lekko brunet. - Po drugie: wszystko ma zostać między nami i moje rodzeństwo nie może się o tym dowiedzieć. - przytaknęłam cichym "Uhm", a mężczyzna kontynuował. - Po trzecie: odpowiedź o tym, co cię tak wykończyło. - zakrzusiłam się sałatą.
- Po pierwsze: nasza relacja z powodu tego wszystkiego się nie zmieni. Co na terapii, zostaje na terapii. Po drugie, nie możesz mnie okłamywać, to ma być szczerość do bólu. Po trzecie: to ja zadaję pytania.
- Co się wydarzyło? - wzdrygnęłam się na brzmienie tego stalowego głosu.
Podparłam głowę na łokciu wiedząc, że to starcie przegrałam.
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
