* Wiktoria
Odsunęłam się od Vincenta i wyjęłam telefon z torebki.
O ironio, akurat zawsze gdy ktoś do mnie dzwonił z czymś ważnym, ja prowadziłam równie ważną rozmowę z tym upartym draniem.
- Co? - zapytałam wracając do swojego poprzedniego, opryskliwego tonu.
- Lisiczko, musisz szybko przyjechać do firmy. - powiedział Edward zdenerwowanym głosem. - Przyjechali klienci z Paryża, Nate nie może się do ciebie dodzwonić, więc zrobiłem to ja. Podobno ich oferta ma nas uratować przed kompletnym bankructwem. - wyrzucił potok słów. Wbrew pozorom, może i byliśmy firmą z najlepszymi specjalistami, ale nasze wynagrodzenie pozostawiało wiele do życzenia.
- Daj mi 15 minut. - zażądziłam szybko, po czym zerwałam się z kanapy.
- Dokąd idziesz? - gdybym nie znała Moneta, pomyślałabym, że się zmartwił.
- Wracam do biura.
- Odwiozę cię. - zaoferował szybko.
- Nie trzeba. Metrem to cztery przystanki stąd. - wyjaśniłam lekko speszona. Bycie od kogoś zależnym, nawet w takim małym stopniu, napawało mnie przerażeniem. - Jakbyś... - zacięłam się, wracając na chwilę wspomnieniami do przeszłości, gdy to mówiłam takie same słowa, ale do innej osoby. - Jakbyś chciał jeszcze porozmawiać... - zaczęłam łagodniej. - ... To daj znać. - dokończyłam uśmiechając się lekko i wyszłam z apartamentu.
Po tym, co dziś widziałam, moje nastawienie do bruneta zdecydowanie się zmieniło.
Dalej był bipolarnym, pewnym siebie kretynem, ale miał też problemu, z którymi ktoś musiał mu pomóc.
Ktoś, czyli ja.
Gdy byłam mała, zawsze starałam się godzić ludzi i pomagać im z ich zmartwieniami. Zrzucałam to na swój wytrwały charakter, oraz ukryte pod skorupą siły, okruchy dobroci serca, które wtedy jeszcze miałam.
Dopiero później dowiedziałam się, że całość przebiega zupełnie inaczej.
Podczas jednej z rozmów z nie do końca trzeźwym ojcem usłyszałam bardzo ważne słowa, które w tamtym momencie wyśmiałam.
"Pomagasz innym nie dla tego, że jesteś dobra, ale dlatego, że w ten sposób sama wołasz o pomoc, bo chcesz, żeby ktoś też pomógł tobie, zauważył, że takiej pomocy potrzebujesz."
Patrząc na to z biegiem lat, uważam, że miał rację - potrzebowałam, żeby ktoś zauważył moje problemy i zdjął ze mnie ten ciężar. Z tego też powodu, o wiele szybciej wyłapywałam cudze rozterki.
- Wik, Wik, Wik. - od razu po przekroczeniu progu windy, dopadała mnie Mientha. - Szef cię szukał. Nie odbierałaś telefonów. - mówiła z wyrzutem.
- Przygotuj salę konferencyjną, zrób mi kawę i przekaż Nat'owi, że przyszłam. - powiedziałam lekceważąco. Niestety asystentka Nata, może i sympatyczna, ale neżała do grona kobiet, które dawały sobą pomiatać oraz trzymały szefowi palec tam, gdzie światło nie dosięga.
- Ale...
- Mienth, słońce, pojawiłam się tu tylko dla swojego kaprysu. To ja rozdaję teraz karty. Rozumiesz kochanie? - wyjaśniłam sztucznie przesłodzonym głosem. Pracowałyśmy razem od roku i właśnie nadeszła chwila, gdy po tych miesiącach musiałam pokazać brunetce tą paskudną stronę.
- T - Tak. - wyjąkała przestraszona, po czym popędziła do kuchni.
Może to chore, ale jej lęk przyniósł mi ogromną satysfakcję.
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
