Rozdział 66 To, co zatajone

154 14 1
                                        

* następny dzień (20 maja, piątek; Penley, Walia)

* Wiktoria

Z dnia na dzień utwierdzałam się w przekonaniu, że małżeństwo z Vincentem mogło być jedną z najlepszych rzeczy jaka mnie spotka.

Darzyłam tego człowieka ogromną sympatią, dawał mi poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim wiedziałam, iż nie wykorzysta ani mnie ani mojej rodziny.

Lubiłam też tą świadomość jego obecności, tego, że on jest bez względu na wiele rzeczy, zachowań.

Z westchnieniem oparłam się o ramię mojego narzeczonego.

Byliśmy dokładnie w tym samym miejscu, co ja wczoraj. Różnica polegała na tym, iż oboje siedzieliśmy, a na dworzu panował już mrok. Mogłam się założyć, że było grubo po północy.

Nie wiedziałam jaki stosunek będzie mieć do tego mama, ale stałam się pełnoletnia parę lat temu i od czasu do czasu wolno mi było zrobić coś głupiego.

- Nie rozumiem dlaczego skoro tęskniłaś za tym miejscem, nie chciałaś tu przyjechać. - powiedział Monet.

- To tak jakbym ja cię zapytała z jakiego powodu nie chciałeś ożenić się z Grace skoro i tak ze sobą sypialiście. - odparłam.

- Zakochałem się w Anji. - jego słowa wywołały ten niechciany ból, który starałam się stłumić. - Myślałem, że to ona jest tą jedyną do puki nie oznajmiła mi, że się mnie boi i znalazła kogoś lepszego. - mimowolnie objęłam jego ramię, bardziej się do niego przysuwając.

Nie znosiłam cudzego cierpienia, szczególnie gdy miałam świadomość, iż dana osoba na nie nie zasłużyła.

Przez całe życie napatrzyłam się na cierpienie z miłości w szerokim tego sformułowania znaczeniu.

- Dopiero później do mnie doatrło, że ludzkie drogi czasem się rozchodzą i że może to nie była kobieta dla mnie. - dokończył. Byłam niemal pewna, że zerka na mnie z góry, ale nie uniosłam głowy, aby się przekonać.

Nawet ja lubiłam czasem poczuć się mała i bezbronna, a właśnie w tej chwili tego chciałam.

Nastała cisza, która wbrew pozorom nie była wcale krempująca. To było zwykle, potrzebne milczenie przerywane szczekaniem miejscowych psów, lub dźwiękiem przejeżdżających daleko aut.

- Zdradził mnie. - wypaliłam nagle. - Franz mnie zdradził dlatego z nim skończyłam.

Chyba żadne z nas nie było gotowe na jakiejkolwiek wyznania, ale ta sprawa siedziała mi w głowie od dłuższego czasu i w końcu chciałam się tego pozbyć.

- Nie mówiłam o tym, bo się tego wstydziłam. Na początku byłam przekonana, że nie byłam dla niego wystarczająca, a później to wszystko wydawało mi się zbyt osobiste. - nie czekając na odpowiedź ciągnęłam. - Franz mnie zdradzał przez dłuższy czas z jedną z dziewczyn że studiów. Dowiedziałam się przez przypadek, gdy przyjechałam go odwiedzić na stażu w Nowym Jorku. To po rozstaniu z nim przestałam rysować, za bardzo mi się to z nim kojarzyło. Miałam w sobie ogrom smutku... Ja naprawdę planowałam z nim przyszłość, a najzabawniejsze było to, że on nawet nie zamierzał mi się przyznać do czegoś takiego. Zniszczył mnie kompletnie, doszczętnie i chyba nieodwracalnie. - mój głos coraz bardziej cichł z każdym słowem.

Istniało ryzyko, iż popełniałam błąd mówiąc o tym Vincentowi, ale byłam gotowa na coś takiego.

Całe moje życie stało pod znakiem zapytania, więc co mi właściwe szkodziło?

- A teraz? - zapytał w końcu. - Dalej czujesz do niego to, co wcześniej?

- Chyba... - zawiesiłam się nie spodziewając się czegoś takiego. - Nie, na pewno nie. Jest żal, poza tym nic, pustka. Kochałam go, ale, jak zwykła mówić moja mama, każdą miłość można zabić.

The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz