* 3 lutego, sobota
* Wiktoria
- Nie możesz sobie odpuścić? - zapytał Vincent, gdy siłwałam się ze sznurówkami.
- Sam nalegałeś na spotkanie. Nikt ci nie karze tu być. - odpowiedziałam wstając, ale, że od razu się zahwiałam, złapałam się kurczowo drewnianej barierki okalającej białe ogrodzenie.
Skubany przyszedł pogadać, a w tym granitowym garniturze, czarnym płaszczu, skórzanymi rękawiczkami i bordowym fularze wyglądał jakby szedł na spotkanie światowych kontrahentów.
- To ryzykowny pomysł.
- No co ty nie powiesz? - odgryzłam się próbując złapać równowagę.
- Kiedy ty wogóle ostatnio to robiłaś? - zaciekawił się brunet.
- W drugiej klasie liceum. Chłopak wziął mnie na randkę na lodowisko, a co? - naskoczyłam na niego.
Jako, że odbębniłam swoją delegację do LA mogłam się cieszyć tygodniową pracą zdalną, a co za tym idzie, miałam w cholerę wolnego czasu i nie zamierzałam go marnować.
- Średni pomysł. - skomentował, gdy wdrapałam się w końcu na lód.
- To, co ty byś zrobił, panie specjalisto? - oparłam się o barierkę z wewnętrznej strony lodowiska.
- Zabrałbym dziewczynę na prywatne lodowisko tyko dla nas, a później na klimatyczną kolację . - roześmiałam się.
- Na mnie to nie działa, ale ta twoja Anja ma szczęście. - puściłam mężczyźnie oczko, a następnie zajęłam się jazdą na łyżwach.
Nie robiłam jakiś wygórowany figur, ale co jakiś czas wpadł jakiś obrocik.
Uwielbiałam to.
Może sprawność fizyczna nie była u mnie na jakimś wybitnym poziomie, ale właśnie łyżwy kojarzyły mi się z domem i dzieciństwem, gdy moja przyjaciółka Laura - która wyjechała do Stanów wcześniej odemnie - uczyła mnie, 14 letnią dziewczynę, jak poruszać się na lodzie.
Po za tym, ojciec często chwalił mi się tą zdolnością oraz wieloma innymi, bo w młodości jego sprawność była zajebista.
- Boże święty! - krzyknęłam, gdy poczułam cudzą dłoń na ramieniu, wzbudzając tym zainteresowanie ludzi.
- Nie taki święty, ale miło, że masz o mnie, aż takie wysokie mniamianie.
- Spadaj Nate. - odsunęłam się od mężczyzny.
- A jak nie, to co? - uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie prowokuj mnie. - ponownie zrobiłam krok w tył.
- Nie możesz mi zagrozić, gwiazdeczko. - kolejny ruch do tyłu.
- Ale ja już tak. - wpadałam na męski tors, a następnie cudza ręka owinęła się wokół mojego pasa.
- Nie masz prawa mieć kontaktu z klientami po godzinach pracy. - wytknął mi mój szef.
Już szykowałam dobrą wymówkę, gdy Monet mnie wyprzedził.
- To ja ją zaprosiłem.
- Czyżby? - spojrzałam na bruneta z zaskoczeniem.
- Tak. Powiedziałem, że zmienię firmę jak się nie zgodzi. - jego uścisk wokół mojej talii nasilił się.
- A ty się zgodziłaś? - świdrujące spojrzenie Nata przeniosło się na mnie.
- Szkoda przecież starcić takiego klienta, prawda? - odparłam pytaniem, jednocześnie kładąc swoją dłoń na klacie Moneta, w ramach gestu solidarności i uwiarygodnienia tego małego teatrzyku.
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
