Rozdział 41 Instynkt macierzyński

332 23 9
                                        

* 3 lutego, sobota

* Wiktoria

- Nie możesz sobie odpuścić? - zapytał Vincent, gdy siłwałam się ze sznurówkami.

- Sam nalegałeś na spotkanie. Nikt ci nie karze tu być. - odpowiedziałam wstając, ale, że od razu się zahwiałam, złapałam się kurczowo drewnianej barierki okalającej białe ogrodzenie.

Skubany przyszedł pogadać, a w tym granitowym garniturze, czarnym płaszczu, skórzanymi rękawiczkami i bordowym fularze wyglądał jakby szedł na spotkanie światowych kontrahentów.

- To ryzykowny pomysł.

- No co ty nie powiesz? - odgryzłam się próbując złapać równowagę.

- Kiedy ty wogóle ostatnio to robiłaś? - zaciekawił się brunet.

- W drugiej klasie liceum. Chłopak wziął mnie na randkę na lodowisko, a co? - naskoczyłam na niego.

Jako, że odbębniłam swoją delegację do LA mogłam się cieszyć tygodniową pracą zdalną, a co za tym idzie, miałam w cholerę wolnego czasu i nie zamierzałam go marnować.

- Średni pomysł. - skomentował, gdy wdrapałam się w końcu na lód.

- To, co ty byś zrobił, panie specjalisto? - oparłam się o barierkę z wewnętrznej strony lodowiska.

- Zabrałbym dziewczynę na prywatne lodowisko tyko dla nas, a później na klimatyczną kolację . - roześmiałam się.

- Na mnie to nie działa, ale ta twoja Anja ma szczęście. - puściłam mężczyźnie oczko, a następnie zajęłam się jazdą na łyżwach.

Nie robiłam jakiś wygórowany figur, ale co jakiś czas wpadł jakiś obrocik.

Uwielbiałam to.

Może sprawność fizyczna nie była u mnie na jakimś wybitnym poziomie, ale właśnie łyżwy kojarzyły mi się z domem i dzieciństwem, gdy moja przyjaciółka Laura - która wyjechała do Stanów wcześniej odemnie - uczyła mnie, 14 letnią dziewczynę, jak poruszać się na lodzie.

Po za tym, ojciec często chwalił mi się tą zdolnością oraz wieloma innymi, bo w młodości jego sprawność była zajebista.

- Boże święty! - krzyknęłam, gdy poczułam cudzą dłoń na ramieniu, wzbudzając tym zainteresowanie ludzi.

- Nie taki święty, ale miło, że masz o mnie, aż takie wysokie mniamianie.

- Spadaj Nate. - odsunęłam się od mężczyzny.

- A jak nie, to co? - uśmiechnął się półgębkiem.

- Nie prowokuj mnie. - ponownie zrobiłam krok w tył.

- Nie możesz mi zagrozić, gwiazdeczko. - kolejny ruch do tyłu.

- Ale ja już tak. - wpadałam na męski tors, a następnie cudza ręka owinęła się wokół mojego pasa.

- Nie masz prawa mieć kontaktu z klientami po godzinach pracy. - wytknął mi mój szef.

Już szykowałam dobrą wymówkę, gdy Monet mnie wyprzedził.

- To ja ją zaprosiłem.

- Czyżby? - spojrzałam na bruneta z zaskoczeniem.

- Tak. Powiedziałem, że zmienię firmę jak się nie zgodzi. - jego uścisk wokół mojej talii nasilił się.

- A ty się zgodziłaś? - świdrujące spojrzenie Nata przeniosło się na mnie.

- Szkoda przecież starcić takiego klienta, prawda? - odparłam pytaniem, jednocześnie kładąc swoją dłoń na klacie Moneta, w ramach gestu solidarności i uwiarygodnienia tego małego teatrzyku.

The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz