Rozdział 59 Zemsta

167 14 7
                                        

* Wiktoria

Patrzyłam na czarnowłosego mężczyznę, który uśmiechał się w moją stronę parszywie.

Znał mnie doskonale, podobnie jak ja go.

Bez wahania wyciągnęłam pistolet kierując go prosto w sam środek jego głowy.

Nie obchodziło mnie teraz nic, nawet jeżeli Monet był w to zamieszany, policzę się z nim później, teraz najważniejszy był ten, którego chciałam zastrzelić.

- Wiktoria. - mój niedoszły maż najwidoczniej nie dowierzał w to, co robiłam.

- Spokojnie, po co się unosić. - starszy mężczyzna podniósł ręce do góry. - Nic ci z mojej strony nie grozi ślicznotko, podobnie jak twojemu kochanemu... - na jego usta wpełzł cwany uśmieszek. - Pozwolisz, że się przedstawię, jestem Alan Clarkson.

- Doskonałe wiem kim jesteś. - zaśmiałam się bez kszty wesołości.

- Akh da?/Ah tak? - uniósł prowokująco jedną brew.

- Ty tot, kto presleduyet moyu sem'yu, poetomu teper' ya ub'yu tebya bez vsyakogo raskayaniya.
/To ty prześladujesz moją rodzinę, dlatego teraz bez większych wyrzutów sumienia cię zabiję. - stwierdziłam beztrosko.

- Yesli by ya byl na tvoyem meste, ya by podumal ob etom./Na twoim miejscu bym się zastanowił. - powiedział, a zmarszczki na jego czole się wygładziły. Był nieco młodszy od wuja Mickela. - Vy deystvitel'no khotite zashchitit' svoyu sem'yu? Ta samaya sem'ya, kotoraya vas ugnetala i ne prinimala godami? Tot, kto svyazal vas so starshim synom Kamdena Mone, kotorogo vy nenavidite? Tshchatel'no podumayte, na kogo vy natseleny, potomu chto vtorogo shansa mozhet ne byt'./Naprawdę chcesz bronić rodziny? Tej samej rodziny, która przez lata cię gnębiła, nie akceptowała? Tej, która wplątała cię w związek z najstarszym synem Camdena Moneta, którego nienawidzisz? Zastanów się do kogo celujesz, bo druga okazja może się już nie nadażyć. - z każdym jego słowem moja pewność malała. - Ty mozhesh' byt' svoboden i prisoyedinit'sya ko mne./Możesz być wolna i do mnie dołączyć.

Oddech mi przyspieszył.

Opuściłam broń, a wspomnienia we mnie uderzyły.

- Ty prav./Masz rację. - powiedziałam w końcu bardzo powli. - YA budu ryadom s toboy./Stanę po twojej stronie. - nie wiem, co ten zwyrodnialec zobaczył w moich oczach, ale się uśmiechnął.

- Chudesno./Świetnie. - przeniósł swój wzrok na Vincent'a. - Zastrelite yego v dokazatel'stvo iskrennosti./Zastrzel go, jako dowód szczerości.

Podniosłam broń i wycelowałam ją w bruneta.

Chciałam żeby uciekał, walczył, zrobił cokolwiek...

Ale on tylko stał.

Stał u patrzył na mnie z niedowierzaniem.

Położyłam palec na spuście. Czułam wzbierające pod powiekami łzy, które ledwo powstrzymywałam od wypłynięcia.

To dla mojej wolności. - powtarzałam sobie w głowie.

Wzięłam oddech.

Strzeliłam.

* Vincent

Przymknąłem oczy w oczekiwaniu.

A więc tak zginę? Tak ma się zakończyć moje beznadziejne życie?

Nie broniłem się przed tym. Jeżeli miałem umierać, to zdecydowanie z ręki Wiktorii była to dla mnie jednocześnie najboleśniejsza, oraz za razem najlepsza śmierć.

The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz