* październik; Nowy Jork, USA
VICTORIA
Ścisnęłam mocnej torbę.
Dochodziła 21, a ja szłam przez deszcz. Dlaczego?
Miałam mieć dziś basen o 16.00, ale musiałam zarzegnać kryzys w pracy i zeszło mi do 17.00, więc pływanie przełożyłam na 18.00. Skończyłam o 20.00, a teraz idę do mieszkania.
Żeby nikt nic sobie nie wyobraził od razu mówię, nie jestem fit. Biegam, chodzę na basen, ale nie odchudzam się. Nie jestem płaska. Lubię dobrze zjeść, a ćwiczę dla zabicia myśli.
Nie muszę mówić, że po ciemku ulice Nowego Yourku nie są takie piękne i przytulne. Do tego zaczął jeszcze padać deszcz.
No po prostu świetnie.
Byłam na tyle zajęta rozmyślaniem, że pewnie nie zorientowałabym się, że przechodzę koło ślepej uliczki, gdyby nie skiełk.
Odwróciłam głowę w bok i spojrzałam na źródło dźwięku.
Jakieś 10 metrów odemnie stał pies. Chyba biały wilczur, ale nie byłam pewna bo sierść miał tak ubabaraną, że nie było nic widać.
Patrzył na mnie tymi czarnymi ślepiami,a ja już wiedziałam, że nauka mamy, aby nie głaskać obcych piesków pójdzie się wypchać.
Popatrzyłam na zwierzaka i przegrałam walkę z samą sobą.
- Chodź. - jedno słowo wystarczyło, aby wilczur podszedł.
Szliśmy tak, a ja zastanawiałam się nad swoim nieprzemyślanym zachowaniem. Taka już jestem, najpierw zrobię lub powiem, a potem pomyślę.
Dotarliśmy pod 10 piętrowy szklany wierzowiec.
Weszłam do środka i popatrzyłam na ochroniarza.
Niestety, mieszkałam w tym samym budynku co wiele popularnych osób, więc zawsze był ktoś do pilnowania.
A dlaczego? Bo wuj uparł się, że do zwykłego bloku mnie nie póści.
Przekroczyłam próg i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dzisiejszy stróż. Akurat gości jest dwóch i się zmieniają. Tego co właśnie teraz ma wartę nie lubię.
Przeszłam z psem jakby nigdy nic do windy.
- Schody. - usłyszałam ten wnerwiający głos w momencie, kiedy chciałam wejść do tej metalowej puszki.
Posłałam mężczyźnie poirytowane spojrzenie.
- Windę już sprzątali. Schody. - powiedział znowu.
Westchnęłam cicho i ten jeden raz poszłam na ustępstwo.
***
Zziajana zaczęłam szukać kluczy.
Pięter 10, na każdym po dwa mieszkania. Ja mam apartamencik 13, czyli 7 piętro, inaczej około 350 schodów.
Otworzyłam te przeklęte drzwi i zapaliłam światło.
Wbrew pozorom nie mam dużego kwadratu. Jest taki średni.
Wchodzi się i od razu po lewej stronie jest łazienka, a po prawej pralnia. Dalej idzie się do końca (niedużego) korytarza i wychodzi się w kuchni połączonej z salonem. Jeżeli się skręci w lewo to są jeszcze dwie pary drzwi. Te na wprost prowadzą do pokoju gościnnego, a te po lewej do mojej sypialni.
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
