* Dziesięć tygodni później (30 września; Pensylwania, USA)
* Wiktoria
Czas leciał nieubłaganie i nawet się nie obejrzałam a minęły prawie trzy miesiące od dnia ślubu.
Nie byłam do końca pewna co się stało, ale od tamtego momentu Vince zachowywał się tak, jakby nasz związek wcale nie był aranżowany - cały czas znajdował najróżniejsze preteksty, abyśmy częściej ze sobą przebywali, a nawet zaproponował abym została jego asystentką.
Nie zgodziłam się na to i po długich negocjacjach przejęłam dowództwo nad Fundacją Monetów, gdzie bardzo się odnalazłam.
Oczywiście poza wspólnym czasem było też kupowanie prezentów i nadmierna troska, co niemiłosiernie grało mi na nerwach. Postanowiłam to jednak przemilczeć, licząc, że, prędzej czy później, takie sytuacje przestaną mieć miejsce.
Kochałam jednak wspólne ranki, kiedy (nie zawsze, bo Vince najczęściej wstawał przede mną, a ja doprawdy często nocowałam w "swojej" sypialni, jak nazwałam pokój, który najczęściej zajmowałam w rezydencji) budziłam się tuż koło mojego męża.
Całe dnie spędzałam w Fundacji, a gdy miałam jeszcze siłę, pomagałam wujowi.
Jednym słowem - w moim życiu nareszcie zapanował spokój.
- Już wróciłaś, słoneczko? - zapytała Eugenie, gdy tylko przekroczyłam próg rezydencji.
- Dzisiaj krócej zeszło. - odparłam. - Pan Monet jest u siebie? - dodałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
On najchętniej to by zamieszkał w tym gabinecie.
Kobieta pokiwała twierdząco głową.
- Siedzi tam od rana i wogóle nie wychodzi.
Wywróciłam oczami, po czym weszłam na piętro wprost do jaskini Moneta.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. - mruknął. Siedział przy biurku analizując jakieś papiery, a obok niego stała pusta szklanka i karafka whisky.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Dzień po ślubie, zgodnie z moją rodzinną tradycją, przyszedł czas na poprawiny, które odbyły się w Anglii. Dlaczego tam? Za cholerę nie miałam pojęcia, ale nie chciałam się o to wykłócać.
W przeciwieństwie do wesela, nikt nie miał wtedy żadnych hamulców. Osobiście zbierałam z podłogi wuja, który wraz z dziadkiem perfidnie zabawił się Vincentem. Upili go wódką do takiego stopnia, że do tej pory miał problem z samym patrzeniem, a co dopiero piciem alkoholu.
Podeszłam do mężczyzny i delikatnie pocałowałam go w policzek.
- Za niedługo skończę pracę. - poinformował. - A wieczorem ubierz się odpowiednio, bo wychodzimy na kolację.
- Nie można się obejść bez tego? - zmarkotniałam włączając tryb "agresja sposobem na wszystko".
- Czy możesz choć raz ze mną nie dyskutować? - uniósł wzrok znad papierów. - Po prostu odpocznij, a później się wyszykuj, czy to tak wiele?
Wywróciłam oczami, ostentacyjnie pokazując jak bardzo mi się ten pomysł nie podoba.
Nie powiedziałam jednak nic, bo dobrze wiedziałam, że to nie ja ustalam zasady.
* Vincent
Miałem wrażenie jakbym był uzależniony od jej obecności. Cały czas do niej lgnąłem jak jakaś cholerna ćma do ognia.
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
