* dwa tygodnie później (19 czerwca; Pensylwania, USA)
* Wiktoria
- Dalej nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś, żebym z tobą poszedł. - powiedział wyraźnie zirytowany Monet, gdy wsiadałam do jego auta.
Przez ostatni czas wypracowaliśmy sobie jakąś rutynę, która wśród natłoku pracy pomagała nam przetrwać. Vincent sporo czasu spędzał w gabinecie nadrabiając robotę, aczkolwiek jedliśmy razem posiłki. Ja za to pomagałam wujowi, który kompletnie nie ogarniał swojego grafiku ani papierkowej roboty.
Dzisiejszy dzień był jednak wyjątkowy, ponieważ odbyć się miała rozprawa przeciwko mojemu byłemu szefowi. Nie zamierzałam bezkarnie zostawić tamtej sprawy i chciałam się ze wszystkim zmierzyć, jak dorosła, odpowiedzialna osoba.
Którą nie byłam i nigdy nie będę.
Wcisnęłam się w białą marynarkę i spódnicę do kompletu, mimo, że cholerne upały (przeczące tutejszemu klimatowi) dawały o sobie znać.
Najgorsze przyszło jednak, gdy musiałam wyjaśnić Monetowi, że nie chcę go widzieć na sali rozpraw. Non stop mi to wypominał.
Cholerna obrażona królewna.
- Przestań już to ciągnąć. Naprawdę doceniam twoje intencje, ale zmieńmy temat. Nate dostał piętnaście lat więzienia i to mi wystarczy.
- A co zamierzasz zrobić w swej wspaniałomyślności, za te piętnaście lat? - zapytał ruszając spod budynku sądu.
- Będę wtedy miała po czterdziestce, więc pewnie zamieszkam razem z niedołężnym wujaszkiem gdzieś pośrodku angielskiego odludzia, a w wolnym czasie zacznę dokarmiać bezdomne koty. - uśmiechnęłam się do mężczyzny, który nawet nie musiał na mnie patrzeć, abym wiedziała, że nie ma sił na moje gadanie.
- Jesteś niepoważna. - stwierdził.
- A kto powiedział, że będzie inaczej? - zmieniłam nagle swoje nastawienie, przypominając sobie jedną rzecz. - Musimy zajechać do Antonia.
- W końcu się do ciebie odezwał? - od powrotu miałam problem, aby się skontaktować z siostrzeńcem, dlatego niewidzialny kamień zszedł mi z serca, gdy dzieciak dał mi nikły znak życia.
- Brzmiał jakby go rozjechała ciężarówka. - zmarkotniałam nieco. Traktowałam Antonia jak syna, albo młodszego brata, a że nie mogłam mieć własnych dzieci, cały swój macierzyński instynkt przelewałam na niego.
Vince o nic już nie zapytał. Jedynie położył rękę na moim kolanie, skupiając się na jeździe.
***
Czasem miałam wrażenie, że naprawdę jestem jakimś magnesem na kłopoty.
Do mieszkania dzieciaka dostałam się dzięki swoim kluczom, a gdy prawie wbiegłam do salonu, moje serce niemal stanęło.
Na kanapie z podkrążonymi oczami, grymasem na twarzy i pistoletem w ręku siedział mój siostrzeniec.
- Antonio. - wyszeptałam i już chciałam wyrwać się do przodu, ale uniemożliwiła mi to ręka Vince'a na moim ramieniu.
- Może ja z nim porozmawiam? - zaproponował. Uniosłam brew. - Nie możesz stale robić w jego życiu za matkę i ojca, bo to zwyczajnie niemożliwe. Pozwól mi się trochę wykazać.
Z niechęcią przytaknęłam, bojąc się co z tego wyniknie.
* Vincent
CZYTASZ
The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️
FanfictionKsiążka przychodzi korektę, dlatego mogą w niej występować różne niezgodności w treści. „Są zasady, których nie wolno złamać..." Fragment: "- Dlaczego uciekasz? Tak bardzo mnie nie znosisz? - zapytałem składając lekkie pocałunki na jej szyi. - Nic d...
