Rozdział 70 Ryzyko

129 12 5
                                        

* dwa dni później (31 maja, Hawaje)*

* Vincent

Najgorsze było już za mną.

Przynajmniej tak myślałem, gdy Wiktoria zapewniła, że mnie nie zostawi. Tylko to się teraz dla mnie liczyło.

Dwa dni temu w środku nocy dołączyło do nas moje rodzeństwo i teraz razem siedzieliśmy w willi na odludziu spędzając wspólnie czas.

Cieszyłem się z tej chwili odpoczynku i możliwości pobycia z resztą. Rzadko bywaliśmy razem.

Z lekkim uśmiechem na ustach obserwowałem Hailie i Świętą Trójcę pływających w oceanie. Wyszedłem z domu i skierowałem się do hamaka zawieszonego przed budynkiem, gdzie leżała zrelaksowana blondynka.

Od czasu naszej rozmowy była spokojniejsza i naprawdę wiele czasu spędzała na zewnątrz a także ze mną.

Nachyliłem się nad jej ramieniem. Zamiast czytać opowieść, która leżała otwarta na jej kolanach, kobieta bazgrała ołówkiem po chusteczce.

- Długo będziesz tu siedzieć? - zapytałem nachylając się nad nią od tyłu.

Wiktoria niemal podskoczyła w miejscu i od razu zamknęła książkę.

- Myślałam, że chcesz spędzić trochę czasu z ojcem, nadrobić staramy czas, czy jakoś tak. W końcu macie relacje na odległość. - wyjaśniła, a ja w międzyczasie zająłem miejsce obok niej.

Było w tej kobiecie coś, co dawało mi poczucie bezgranicznego spokoju i bezpieczeństwa. Jej obecność stała się lekarstwem na wszelkie moje troski.

- W takim razie wolałbym, abyś przestała myśleć o tym, o czym nie powinnaś. - odparłem napotykając spojrzenie jej pięknych oczu.

- Zauważyłam, jak go unikasz. - powiedziała w końcu. - Nie wiem, co dokładnie między wami zaszło, ale to twój ojciec, Vin i nie możesz go lekceważyć w nieskończoność. - wiedziałem, że Wiktoria była kobietą, która chciała pogodzić cały świat, co było godne podziwu, ale czasem cholernie mnie irytowało.

Nie odezwałem się, a zamiast tego przyciągnąłem ją do siebie, tak, aby była we mnie przytulona. W tej chwili nie liczyło się nic - tylko ona.

- Mam do niego żal. - zacząłem ostrożnie szeptem, nie chcąc by ktoś nas usłyszał. - Po śmierci matki zostawił mnie samego z całym rodzeństwem, za które jako najstarszy brat byłem odpowiedzialny. Później poznał mamę Hailie, zakochał się w niej, i jakby zapomniał o matce, jakby nigdy nie była jego żoną, jakby nie dała mu pięciu synów. Tak, jakby jej zwyczajnie.... Nie kochał. - dokończyłem cicho.

- Jest coś jeszcze, o co masz do niego żal? - zapytała.

- Nigdy nie starał się jakoś szczególnie, aby nasze relacje się polepszyły. Po prostu odpuścił.

- Powinieneś mu to wszytko powiedzieć. - westchnąłem rozdrażniony. Wiedziałem, że zasugeruje w ten sposób. - Nie mówię, że to pomoże, ale napięcie między wami jest nie zniesienia nawet dla mnie. - dodała zapewne zauważając moje niezadowolenie. - Tylko spróbuj. - poprosiła gładząc mój policzek.

Cholerna manipulatorka brała mnie pod włos.

- Dobrze. - zgodziłem się, wiedząc, że jeszcze tego pożałuję.

- Przepraszam, że wam przerywam, gołąbki. - podszedł do nas Dylan z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.

- Co znowu? - zapytała Wiktoria, utwierdzając mnie w przekonaniu, że to nie pierwszy raz, gdy moje rodzeństwo zawraca jej głowę jakimiś pierdołami.

The Broken Rules |V.M| The Broken#1 ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz