Rozdział 1

55 6 0
                                    


– Naprawdę? Warkoczyki?

Między siostrami były raptem trzy lata różnicy. W zależności od wieku było to zarówno dużo, jak i mało. Obie były nastolatkami, które czekał kolejny tydzień szkoły. Na szczęście dobiegający już końcowi. Starsza z nich najchętniej całkiem by z niej zrezygnowała. Wolała iść do pracy. Nie zrobiła tego tylko z dwóch powodów. Obiecała macosze. Choć to określenie w ogóle nie pasowało do usposobienia Celi. Kobieta była dla niej znacznie bardziej opiekuńcza niż matka, która bez jakiegokolwiek słowa odeszła. Zostawiła ją. Tak po prostu. Nad czym nie miała zamiaru ubolewać. Wolała swoją rodzinę taką, jaka była. Byłaby ona idealna, gdyby nie jeden osobnik.

– Przestań Gi. Mam zamiar być sobą i zostanę taka nie ważne, kto będzie się ze mnie śmiał.

Dalia powiedziała to z taką pewnością w głosie, jakby faktycznie było to takie proste. Świat jednak nie był idealny. Wręcz przeciwnie był okrutnym miejscem. Obie doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Chociaż w różnym stopniu, ale na pewno z przeciwną interpretacją. Gia wolała na atak zareagować atakiem. Co zawsze, przynosiło efekt, choć nie zawsze taki, jaki by oczekiwała. Wolała jednak ponieść konsekwencje swoich czynów, od stania się obiektem kpin. Dalia za to na każdą przeciwność losu reagowała, tak jakby nie było to nic złego. Do wszystkiego podchodziła z radością. Jakby każdy drobiazg był czymś cennym i niezwykłym. Starsza bardzo jej tego zazdrościła. Jednocześnie wiedziała, że musi ją bronić. Zrobić wszystko, aby pozostała taka najdłużej jak się da. To był drugi powód, dlaczego musiała udać się razem z nią.

– Jestem gotowa.

– Cała łazienka jest w brokacie.

Być może nieco przesadzała. Jedynie umywalka się błyszczała. Oczywiście nie wliczając do tego samej Dali. Gia nie mogła wyzbyć się wizji, jak ktoś w szkole obcina jej złociste warkoczyki. Wolała, żeby do tego nie doszło. Jeśli ktoś zasłużył na coś okrutnego, była to ona.

– Bez przesady Gi. Zresztą patrz. – nastolatka odkręciła kran, wzięła na dłoń trochę mydła i umyła umywalkę. – Widzisz, już jest w porządku.

Starsza się uśmiechnęła. Nie mogła się powstrzymać. Beztroska siostry zawsze, ją rozczulała. Doceniała to, nawet jeśli sama nigdy by nie pomyślała, żeby choćby spróbować tak postępować. Wolała swój wrodzony pesymizm. Jeśli coś złego ma się stać, wolała to przewidzieć. Przynajmniej mogła się na każdą sytuację przygotować. Przynajmniej na większość z nich.

– Dziewczynki śniadanie!

Krzyk z dołu sprawił, że Gia się skrzywiła. Na co jej młodsza znacznie weselsza siostra zareagowała szerokim uśmiechem.

– Zobaczysz. Ten dzień będzie cudowny.

– Mówisz to za każdym razem.

– Pomyliłam się kiedyś?

Do pewnego stopnia można by się upierać, że owszem. Jednak trudno ukryć fakt, że jak na razie od dłuższego czasu był względny spokój. To mogło się zmienić w każdej chwili i pewnie tak się stanie. Chciałaby umieć się nim cieszyć, ale było to dla niej trudne. Wolała trzymać gardę. To przynajmniej dawało jej iluzje, że walczy i się nie poddaje. Będzie to robiła aż do samego końca. Oczywiście lubiła życie, była jednak czasem zmęczona jego boleśniejszym aspektem.

– Idziesz?

– Zaraz. Muszę jeszcze skorzystać z łazienki. Zawsze, jesteś w niej tak długo, że pozostaję mi mało czasu.

– Mogłaś powiedzieć. Pośpieszyłabym się.

Mogła. Nie zrobiła tego. Za bardzo doceniała widok normalności. Niekiedy wyobrażając sobie, że łączy ją coś więcej z przybraną siostrą niż wspólny ojciec. Niestety była jej przeciwieństwem. Mimo to bardzo ją kochała. Siostrę, która wiedziała, kiedy najlepiej zostawiać ją w spokoju, a kiedy potrzebuję pocieszenia. Tolerowała jej wady, a miała ich naprawdę dużo. Choć ta nigdy by jej o tym nie powiedziała. Była na to za dobra. Zresztą to samo cechowało jej matkę.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz