Rozdział 17

14 5 0
                                    

Elegia kolejnego dnia czuła się znaczenie lepiej. Chociaż leżenie na brzuchu zawsze przyprawiło ją o mdłości. Tak było i tym razem. Głód jej doskwierał, dlatego nie zważając na godzinę, miała zamiar wyjść i coś zjeść. Usiadła na łóżku. Wtedy poczuła, jak ktoś dotyka jej pleców. Odskoczyła do przodu, potykając się o kołdrę i upadając na podłogę. Słysząc śmiech, uniosła wzrok. Zdziwiła się, gdy go dostrzegła. Była pewna, że wczoraj odszedł.

– Znowu przeszukiwałeś moje sny.

– Tak czujesz?

Skrzywiła się na jego odpowiedź. Bardziej jej brak. Nikt tak bardzo nie drażnił ją, jak on. Chociaż dzięki niemu nie czuła bólu. Również jej ręka nie wyglądała na załamaną. Tylko czy to nie stanowiło złamania rozkazu ojca? Przypomniała sobie dokładnie jego słowa. Mówił o chodzeniu do lecznicy. Jakby nie spojrzeć, nie była w niej.

– Dlaczego tu jesteś?

– Przyniosłem śniadanie.

Przekrzywiła głowę i zobaczyła za jego plecami tace z jedzeniem. Zresztą w pokoju dało się wyczuć zapach… cóż głównie jego. Nie wiedziała jak na to zareagować. Naturalną rzeczą byłoby podziękowanie. Tylko że trudno było uwierzyć, w jego szczere intencje. Nie wiedząc czego się po nim spodziewać, wstała i podeszła do stolika. Ten jedynie ją obserwował. Chwyciła za tackę i podeszła na drugą stronę łóżka. Wolała jeść jak najdalej od niego.

– Smacznego.

– Dziękuję.

Oboje wiedzieli, że nie kierowała tego jedynie, jako odpowiedź na jego słowa. Zresztą ułatwił jej sprawę. Inaczej by tego nie zrobiła. Wolała nie zapominać, że nie może mu ufać. Nigdy nie powinna tego robić. Nawet jeśli okazał jej tyle dobroci, którą wcześniej otrzymywała od siostry i macochy. Zresztą tego samego dnia ją torturował i pokazał, że posiada również moc najniebezpieczniejszego złoczyńcy.

– Nie musisz się spieszyć. Wyjazd jest o dziesiątej.

Zmarszczyła czoło. Zaczęła zastanawiać się nad planem i faktycznie tego dnia mieli wybrać się do miasta. W stolicy działo się zawsze najwięcej. To w niej skupiały się działania łotrów. To samo tyczyło bohaterów. W końcu jakby nie patrzeć obie grupy przyciągały się jak magnes i metal. O ironio im więcej było tam osób z jednej grupy, tym rosło z drugiej. Większość nawet tam nie mieszkała. Przynajmniej tak przypuszczała Elegia. Było to w końcu ryzykowne. Nawet jeśli ktoś takowe lubił, to zostanie złapanym we własnym łóżku, brzmiało idiotycznie.

– Możesz już iść.

Ten jedynie się uśmiechnął. Jak na kogoś, kto nie miał mocy, naprawdę zachowywała się zabawnie. Zresztą wystraszyło, że wstał, a każdy mięsień na jej ciele się spiął. Miał w końcu na nie bardzo dobry widok. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało. W końcu nie byli zwierzętami. Zresztą mogła być kobietą, ale dla niego była środkiem do celu.

– Co robisz?

Próbowała ukryć zdenerwowanie, gdy szedł w jej kierunku. Jego milczenie ją niepokoiło. Zresztą na jego twarzy też niewiele się działo. Złość potrafiła zauważyć po najmniejszej zmianie mięśnia twarzy. Ten jednak wyglądał na spokojnego, a to ją stresowało. Stanął przy niej. Nie wiedziała co zrobić. Obawiała się nawet spojrzeć w jego kierunku. Wolała go nie prowokować.

– Od dzisiaj będziesz trzymała się ze mną.

Wzdrygnęła się, gdy położył ręce na jej ramionach. Zaczynała żałować, że nie założyła koszulki. Choć wątpiła, żeby poczuła jakąkolwiek różnice.

– Wolę…

Zamilkła, gdy ten zacisnął palce. Nawet jeśli zrobił to delikatnie. Nie mogła zapomnieć o tym, że w każdej chwili mógł jej zadać ból. Był znacznie potężniejszy od niej. Zresztą nie liczyła się dla własnych rodziców, więc jej strata jakoś przesadnie by ich nie obeszła. Chyba że w kwesti straconego czasu. Zapewne wtedy wszystkie wysiłki ojca spoczęłyby na Dali. Wolała, żeby ją to nie spotkało.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz