Musiała zaryzykować. Cofnięcie się oznaczałoby słabość, tylko że pójście do przodu, ranami ciętymi. A było to mniej pesymistycznym scenariuszem. Miała ochotę paść i się poddać. Tylko że przeczucie mówiło jej, czym mogłoby się to skończyć. Zacisnęła zęby i zaczęła biec. Skakała i schylała się, mimo licznych ran, udało jej się. Ciężko dysząc upadła po drugiej stronie przeklętego toru.
– Wstawaj i nie rób mi wstydu. – nie miała już więcej energii. Utraciła też sporą ilość krwi. Co go napawało jeszcze większą niechęcią. – Jedna bardziej bezużyteczna od drugiej. Może też chcesz zmienić stronę?
Jego kpiący głos nie miał dla niej tak wielkiego znaczenia, jak słowa. Spojrzała na niego i liczyła, że się przesłyszała. Ledwo mogła oddychać i z trudem wydusiła.
– Co?
Zamiast odpowiedzi dostała prychnięcie.
– Koniec na dziś. Jesteście bezużyteczni.
Jego kroki roznosiły się po sali. Spora część osób bała się, chociaż głośniej oddychać. Jakby zwrócenie na siebie uwagi, miało zapewnić im bolesny koniec. Wystarczyło, że zniknął, a każdy stamtąd wyszedł. Nie chcieli być na zajęciach, chociaż chwilę dłużej. Nie po tym, czego byli świadkiem. Wiedzieli, że będzie ciężko, ale ktoś taki ich przerósł. Dzieci złoczyńców, poznali potwora. Nigdy tego nie zapomną.
– Nie dotykaj mnie.
– Krwawisz.
Miała dosyć. Poczuła w oczach łzy. Leżała we własnej krwi a tym, co najbardziej ją bolało, nie było fizycznym obrażeniem. Nie wytrzymała, gdy próbował ją uleczyć. Przynajmniej to, co było widoczne na zewnątrz.
– Przestań!
Grasp się cofnął. To, co zobaczył, było dla niego wielkim zaskoczeniem. Nie tego się spodziewał. Ciało Elegia było pokryte obrażeniami, ale to właśnie czarne cienkie linie na twarzy go przeraziły. Nigdy o czymś takim nie słyszał. Wcześniej też nie sądził, że kogoś może zabić własna zdolność, co jako pierwsze przyszło mu do głowy.
Gia nie zastanawiała się nad konsekwencjami. Dotknęła go, a ten jęknął z bólu i padł nieprzytomny. Jedyne, o czym była w stanie myśleć było powrotem do domu. Wyszła tylnym wyjściem. Nikt nie miał prawa zobaczyć, że opuszcza mury akademii i kradnie samochód. W końcu były ważniejsze wydatki niż naprawa kamer.
Przez całą drogę próbowała się dodzwonić do Dali. Bezskutecznie. Adrenalina przestawała działać. Spadała z każdym kilometrem. Wtedy zrozumiała swój błąd, w postaci nieopatrzenia, zresztą mogła Aspowi na to pozwolić. Wtedy jednak nie myślała logicznie. Teraz zresztą również niekoniecznie, w końcu szybka jazda z mroczkami przed oczami było czymś naprawdę nierozważnym. Mimo to przyspieszyła i wyprzedzała na trzeciego.
Jakimś cudem jej się udało. Co prawda kilka razy inne samochody musiały zjeżdżać na pobocze, żeby uniknąć kolizji. Jednak kto by się tym przejmował. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
Elegia nie wyszła z samochodu, ona się wytoczyła. Ledwo mogła iść. Nogi jej się trzęsły. Drżała jej ręka, gdy otwierała drzwi do domu rodzinnego. Do jej nozdrzy doszedł paskudny zapach. Zaraz za nim szedł widok. Ciało Celi leżało na dole schodów, było powyginane w nienaturalnych kierunkach.
– Dalia! – krzyknęła. Nie otrzymała odpowiedzi. Zaczynała panikować. Nie podeszła do ciała macochy. Wciąż liczyła, że uratuje siostrę. Chociaż ją. Nogi kierowały ją same. Prosto w stronę schodów prowadzących do piwnicy. Krzyknęła ponownie. Ten odbił się echem od pustych ścian.
Nie czuła bólu, jaki jej towarzyszyłył od kilku godzin. Łez, które spływały jej po twarzy. Wciąż kapiącej krwi, która w kilku miejscach zdążyła się zasklepić. Przynajmniej w miejscu małych ran. Tego jednak co nie udało jej się zauważyć, to pękającej skóry. Czarne linie znajdowały się na całym ciele. Na każdym jego części. Powiększały się, zwłaszcza gdy poczuła ból po stracie osoby, która była dla niej matką. Najgorszeg jednak było przed nią. Kiedy zobaczyła dzieło ojca, zaczęła krzyczeć. Nigdy w całym swoim życiu nie cierpiała tak bardzo.
CZYTASZ
VILLAINS (ZAKOŃCZONA)
FantasyElegia została wychowana przez potwora. A nawet dwa. Oboje oczekują od niej jednego. Chociaż próbuje je spełnić, nie jest w stanie. Nie jest taka jak oni - wyjątkowa. Dlatego przyjęcie pomocy, kogoś znacznie gorszego, mogło być dla niej zarówno ratu...