Rozdział 5

16 5 0
                                    

Nie odezwały się nawet po powrocie. Po prostu wyciągnęły z bagażnika swoje obrazy i poszły w stronę domu. Dalia została nieco w tyle, dlatego Elegia na nią poczekała. Wiedziała w końcu, kto znajdował się bok wejścia. Wydmuszka, która wcześniej była człowiekiem. Marionetka wyprana z jakichkolwiek emocji przerażała nawet ją, co dopiero Dalie. Akurat w tym się myliła. Nie obawiała się go, nawet się nim nie brzydziła. Ona mu współczuła. Coś, co dla Elegii było uczuciem naprawdę rzadkim. Jeśli w ogóle takowe odczuwała.

Poszła na górę i tak jak mówiła siostrze, wrzuciła swoją, nieco rozmazaną buźkę do szafy. Oczywiście tak, żeby nie dotknąć nim ubrania. Nie była pewna czy płótno zdążyło wyschnąć. Wolała jeszcze bardziej sobie wszystkiego nie utrudniać.

Położyła się na łóżku i przymknęła oczy. Nie trwało to jakoś długo, gdy uświadomiła sobie, że wypadałoby, chociaż z przyzwoitości napisać szefowi, że odchodzi. Tak też zrobiła. Krótko i treściwe. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Nawet jeżeli była całkiem obszernie napisana. Znudzona pobieżnie czytała o tym, jaka jest nieodpowiedzialna i o wystawieniu jej referencji, po których nikt jej nie przyjmie. Chociaż uśmiechnęła się półgębkiem, gdy przeczytała, że tak go po pamięta. Będzie do końca życia pracowała, kopiąc studzienki kanalizacyjne. Co było głupie. W końcu do tego potrzeba ciężkich maszyn, a wątpiła, żeby osoby z takimi kwalifikacjami zarabiały mało. Nie mogła jednak się powstrzymać, żeby nie życzyć mu powodzenia.

Spojrzała na zegarek i jej dobry humor szybko zniknął. Wróciły akurat na kolację. Nawet jeśli była głodna, to żeby zjeść, musi się powstrzymać przed spojrzeniem w stronę Celi i Cyryla. Chociaż to imię do niego nie pasowało. Jakoś tak za bardzo ludzkie.

Zajęła swoje miejsce i zaczęła jeść. Po kilku kęsach usłyszała, jak Dalia zaciąga się powietrzem. To sprawiało, że spojrzała na drugą stronę stołu. Poczuła złość. Celia miała na twarzy siniaka. Ten był żółty, ale robił cię już ciemniejszy.

– Jak mogłeś!

Obie się spięły. Blondynka nie powinna była tego mówić. Zresztą nie wyglądała, jakby miała przestać.

– Jak mogłem co?

Dał jej szansę na wycofanie się. Nie skorzystała. Nazwała go potworem. Na co ten z uśmiechem stwierdził, że pokaże jej potwora.

Elegia wstała, gdy Dalia upadła z krzykiem na podłogę. Podeszła do ojca i zaczęła go błagać.

– Nie rób tego. Poniosło ją. Jeśli masz kogoś ukarać to mnie. – kiedy to nie poskutkowało, powiedziała coś, co zawsze przynosiło efekt. – Co to za zabawa, gdy męczy się kogoś słabego.

Zgięła się w pół. Z jej ust nie wydobył się najmniejszy dźwięk. Nawet kiedy upadła na podłogę ciężko dysząc. Odczuwała ból, każdego mięśnia w ciele. Nie wiedziała, jak długo to trwało. Zawsze traciła poczucie czasu. Zresztą, jakie miało to znaczenie. Liczyło się, że jej nie skrzywdził. Dalia była bezpieczna.

– Idźcie do siebie.

Bez słowa sprzeciwu to zrobiły. Mimo bólu każda poszła do swojego pokoju. Elegia obudziła się kilkanaście godzin później. Przespała praktycznie cały dzień. Czuła głód, co nie było ważne. Liczyły się słowa ojca. A właściwe rozkaz.

– Pakuj się. Samochód czeka.

Dziewczyna wstała. Wciąż nieco obolała, ale było już lepiej. Nie miała zamiaru popełniać błędów siostry. Zresztą nic by to nie dało, a jej macocha i siostra wciąż tu będą. Z nim.

Podeszła do szafy i nie wiedziała, co powinna zabrać. W końcu miała znaleźć się w miejscu, gdzie znajdowali się nastolatkowie z ambicjami podążanie za śladami rodziców. Do tak elitarnej placówki nie przyjmują nikogo z ulicy. Trzeba mieć znajomości lub na swoje miejsce zasłużyć. Zrobić coś na tyle okrutnego w stosunku do kogoś dobrego, oczywiście z mocami, żeby zostać zauważonym przez łotrów.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz