Rozdział 7

17 5 0
                                    

“Ta nadęta raptuska, może utrudnić mi życie” pomyślała Elegia, gdy musiała iść do łazienki, umyć ranę i nakleić plaster. Na szczęście ten był wystarczający. Chociaż miała zapakowaną całą apteczkę, wolała jej zawartość oszczędzać. Zaczęła przeglądać torbę i wyciągnęła z niej składany nożyk. Tylko po niego przyszła. Dla kogoś mogło wydawać się to śmieszne. W końcu coś takiego podczas takiego rodzaju walki mogło być niewystarczające. Dla niej jednak mógł okazać się najlepszą formą zaskoczenia. Nikt jej nie znał, więc mogła grać kogokolwiek. Nawet jeśli tak, jak Raisa zdążą się po niej poznać, wykorzysta to przeciwko nim. Każdego da się okpić i zmanipulować. Nie miała mocy, ale wychował ją sadysta i wyprana z jakichkolwiek emocji kobieta. Celia i Dalia były dobre, ale ich dobroć nigdy nie wpłynęła na nią.

Przed wyjściem zastanowiła się jeszcze nad zmianą stroju. Być może powinna go zmienić. Był w końcu specyficzny. Zdążyła się jednak już do niego przyzwyczaić. Wolała zostawić go takim, jakim był. Tym bardziej że miał miejsce, w którym mogła mieć skryty nożyk i nikt by tego nie zauważył. Na dodatek pod ręką. Kieszonka przy przedramieniu była idealna.

Aula była taka bardzo inna niż takiego rodzaju miejsca. Nie tyle ile był ogromny, ale na ścianach wisiały różnego rodzaju bronie. Ostrza, pistolety, butelki z różnego rodzaju środkami, a nawet wybuchowe rzeczy. Z tego, co zauważyła, większość posiadała również swoją broń, dostosowaną do indywidualnych zdolności. Sama wybrała niewielki pistolet. Włożyła go za pasek i czekała na rozwój sytuacji.

– Dzisiaj zostaniecie podzieleni na zespoły dwuosobowe. W nich będziecie ze sobą walczyć. Na tablicy pojawią się punkty dla całej grupy, jak i jednostki. Losowanie odbyło się niezależnie od jakichkolwiek kryteriów. Partnera nie można zmienić.

Elegia nie przykładała większej wagi na temat walk nieistotnych z jej puntu widzenia osób. W końcu nie z nimi przyjdzie jej się zmierzyć. Bardziej ciekawiło ją to, co działo się z salą. Ta zmieniała swoją konstrukcję. Niekiedy walczyli w wielkiej wyrwie z wałami, by kolejna miała proste podłoże odgrodzone niekiedy barykadami. Cóż warianty prędzej czy później musiały się skończyć, Nie mogło być ich przecież nieskończoność.

Zaciekawiła ją za to walka Guriasa. Jego partnerka nie wyglądała na zadowoloną, że to właśnie z nim ma się zmierzyć z Omenem i Ryksem. Zresztą dziwne było to, że akurat przypadkiem zostali połączeni. W końcu na pewno całkiem dobrze się znają. Dziewczyna o imieniu, którego nie była w stanie, przeczytać teleportując się, próbowała zaatakować Ryksa. Pewnie by jej się udało, gdyby się przed samym ciosem w tył jego pleców nie potknęła. Ten skrzętnie to wykorzystał. Wystarczyło, że spojrzał jej w oczy, a ta zaczęła spastycznie płakać. Wyć niczym ranne zwierzę. Gurias został sam przeciwko dwójce złoczyńców. Zaskakująca była jego zdolność. Polegała ona na tym, że potrafił zmienić broń w zabawkę, czy samo podłoże w gumową i lepiącą się maź. Zapewne mógłby nawet wygrać, gdyby nie pech. Sam wpadł we własną pułapkę. Podczas próby uwolnienia się, jeszcze bardziej ugrzązł. Dopiero gdy przywrócił wcześniejszy stan podłoża, mu się udało. Nie tylko zresztą jemu. Ryks nie zmarnował okazji i sprawił, że ten złapał się za brzuch, nie mogąc opanować śmiechu. Pech Omena, który miał dziwną potrzebę bycia całym ubranym na biało, bardzo namieszał. Zresztą panowanie nad emocjami okazało się całkiem bolesne w skutkach.

Ledwo kolejna walka się skończyła, gdy przyszła kolej na nią. W myślach liczyła na to, że nie zostanie zabrana z powodu odniesionych ran. Jak większość osób, która do tej pory walczyła. Mogła trafić na każdego, ale była w parze z Nemezją przeciwko jej siostrze i dziewczynie o imieniu Antuza. Z drugiej strony zdążyła już poznać Raise i jej słabości. Miała zamiłowanie do noży, poruszała się szybko, ale lubiła czerpać przyjemność z ataku, na dodatek łatwo było wybić ją z rytmu. Jeśli oczywiście można było tak określić.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz