Rozdział 18

11 3 0
                                    

Gia próbując zignorować obecność chłopaka, wyciągnęła telefon. Oczywiście nie przewidziała, że bateria będzie na niskim poziomie. W końcu nawet nieużywanie komórki wiązało się z jego wyładowaniem, na domiar złego nie była pewna czy zapakowała ładowarkę.

Czując, potrzebę upewnienia się, że w domu wszystko w porządku napisała do Dali. Ta wręcz natychmiast odpisała, że tak. Już samo to, że dosłownie napisała, jej tak krótką wiadomość zwiększało jej zdenerwowanie. Co nie było właściwe, patrząc na to, że niedaleko siedział Ryks. Zresztą przecież Grasp również to potrafił. Czując jego wzrok na sobie, zablokowała telefon. Nie chciał, żeby o tym wiedział. Liczyła, że się o tym nie dowie. Sprowadziłaby tylko na nie ryzyko. Pierwszy raz poczuła ulgę na to, że w jej snach głównie pojawiała się postać ojca, czasem matki. Głównie z perspektywy małego dziecka.

– Coś nie tak?

Była zmęczona jego grą. A może głęboko w środku czuła, że prędzej czy później się podda. Nikt nie był jej życzliwy. Zresztą zawsze lgnęła do osób, które miały w sobie dobro. Coś, co był jej do pewnego stopnia obce. Znała trzy osoby, którym tego poniekąd zazdrościła. Sama nie byłaby taka miła i otwarta dla drugiej osoby. Może nawet lepiej. Nie ufanie było bezpieczniejsze.

– Mylisz się. – twardo patrzyła w jego srebrne oczy. Zamiast powiedzieć, pomyślała. – Nie zyskam mocy. Będziesz rozczarowany.

Z trudem przyszło jej nie dodać słowa jak każdy. Zaskoczyło ją to, że na jego twarzy po raz kolejny tego dnia pojawił się uśmiech. Już sama nie wiedziała, jak ma go interpretować. Bardziej skłaniała się ku myśli, że skoro jest dla niego rozrywką, to jest rozbawiony.

– Wiesz, dlaczego cię dotykam? – nie spodziewała się, że nawiąże do jej pytania. Wzdrygnęła się, gdy położył rękę na jej kolanie. Za każdym razem drżała, co zaczynało ją jeszcze bardziej drażnić. Na ból była odporna, ale nie na dotyk. – Nie widzę powodu, czemu miałbym tego nie robić.

– Za to ja widzę. Rób to z kimś innym.

Strzepnęła jego dłoń, która jeszcze szybciej wróciła. Tym razem znalazła się na jej szyi. Jednym ruchem mógłby pozbawić ją życia. Ta myśl powinna ją przerazić i do pewnego stopnia tak było. Z drugiej było jej wszystko jedno.

– Nikt mnie tak nie zainteresował. Za bardzo ciekawi mnie, jakie skrywasz sekrety.

Po raz kolejny był szczery. Aż sam siebie nie poznawał. Z drugiej strony wreszcie zrozumiał, co oznaczał ten mityczny zakazany owoc. Za każdym razem, kiedy coś chciał, dostawał to, pierwszy raz przyszło mu na coś czekać. Chociaż może drugi. To jednak było zupełnie inne uczucie. W końcu miał ją na wyciągnięcie ręki i to dosłownie. Widział i czuł każdą jej emocje. Strach, ciekawość i poddanie się cóż, jeśli tak łatwo było ją zdominować, zadanie nie powinno być trudne. Nie mając jednak poszczególnych elementów, nie mógł posiadać jej osoby w całość. Skąd miał wiedzieć, za jakie sznurki pociągnąć, gdy nie miał wszystkich. Musiał działać po omacku. Czego nie cierpiał.

– Pozwól mi, a…

– Nie.

Odchyliła głowę w drugą stronę, gdy sytuacja z pokoju była bliska spełnienia. Jeszcze tego brakowało, żeby jej pierwszy pocałunek, skradł ktoś taki, jak Grasp. Następca swojego ojca, którego pewnie już dawno przewyższył.

– Schlebiasz mi.

Zacisnęła tak mocno powieki, że gdy otworzyła oczy, zobaczyła mroczki. Jak mogła tak bardzo stracić skupienie. Kompletnie utraciła panowanie nad sytuacją. Być może nigdy nawet go nie posiadała. Nie zmieniało to tego, że miała ochotę wyjść i właśnie to próbowała zrobić. Wstała, próbując ominąć syna Styra, a bardziej go przeskoczyć. Ten jednak złapał ją w pasie i posadził na miejscu. Była przy nim taka słaba. Co nie zmieniało tego, że jak zwykle miała przy sobie nóż. Czego ten się spodziewał. W końcu nie żeby miała, więcej sposobów do samoobrony. Chwycił za jej rękę i skierował ostrze w dół.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz