Wszystko ją bolało. Nie była przyzwyczajona do tak intensywnych treningów. Nie pocieszała ją nawet myśl, że w piątki ich nie ma. Zresztą te czwartkowe w dużej mierze polegają na sparingach. Dwie osoby walczą, bez użycia mocy, a reszta ich obserwuje. Co rusz trener mówi jakie błędy popełnia każdy z nich. Nic nadzwyczajnego podczas zajęć się nie działo. Przynajmniej dla Elegii.
Przespała tak wiele godzin, a obudziła się, mając jeszcze mniej energii niż poprzedniego dnia. Powodów mogło być wiele. Picie zbyt małej ilości wody, czy za długi sen. W końcu co za dużo to też nie zdrowo. Ona jednak przeczuwała, że największy wpływ miało spotkanie z matką. Tak krótkie i jakże bolesne spotkanie po latach, dotknęło ją bardziej, niż mogłaby przyznać, nawet przed samą, sobą.
– Z kim będziesz chciała się zmierzyć?
Wzruszyła jedynie ramionami. Najchętniej z nikim. Wątpiła jednak, żeby miała taką opcję do wyboru. Zresztą trener wybierał osobę i czekał, aż kolejna zgłosi się do walki. Liczyła jedynie na jakąś niezbyt wymagającą potyczkę.
– Zakładam, że ty już sobie wybrałeś przeciwnika.
– Prawie. – jego wzrok spoczął na osobach siedzących po drugiej stronie. – Waham się między Omenem a Ryksem.
– Wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę.
– Uważasz, że nie mam z nimi szans?
Tak naprawdę nie miała pojęcia. Mieli zupełnie inne zdolności. Mimo wszystko już raz z nimi przegrał. Ryks potrafił samym spojrzeniem wpędzić kogoś w stan bliski depresji, czy wybuchu gniewu. Obie te emocje były bardzo wyczerpujące i destrukcyjne dla każdego. Zaś Omen… cóż wątpiła, żeby istniał jakiś sposób na pecha. Jedno było pewne, jeśli chciał kiedyś ich pokonać, czekało go wiele pracy.
– Na ten moment myślę, że byłoby ci trudno pokonać któregokolwiek z nich. Jednak w tej sytuacji jakieś szanse masz.
Nie wygadał na zadowolonego jej odpowiedzią. Jego wina mógł nie oczekiwać szczerości.
Sama zaczęła się zastanawiać, z kim mogła się zmierzyć. Kusiło ją wybranie Paz, zwłaszcza po wczorajszej rozmowie. Ta nawet nie patrzyła w jej stronę, więc mimo wszystko powinna być łatwą ofiarą. Minusem było to, że zbytnio nie wiedziała, jaką posiada moc. Za to Morphi była dla niej w sam raz. Nawet nie miała zamiaru się łudzić, że wygrałaby z Raisą. Ta na pewno bardzo chciałby się z nią zmierzyć. Nie była jednak Guriasem. Znała swoje ograniczenia. W walce wręcz niemiała jak odwrócić jej uwagę. Gdzie się schować czy mieć czas do wymyśleniu planu.
Los zadecydował za nią. Ten przybrał postać trenera. Byłego złoczyńcy, który zdążył już oswoić się z myślą, że spotkał potomka najgorszego człowieka, jakiego przyszło mu spotkać. Czemu by miał nie skorzystać z okazji. Nie, żeby mężczyzna czymkolwiek by się przejął. On niewiele w sobie miał ludzkich cech. Chyba że tych najgorszych i obrzydliwych.
– Elegia twoja kolej.
Carnegie akurat tego nie brała pod uwagę. Nie miała innego wyjścia, jak wstać. Z szybko bijącym sercem czekała na osobę, która zechce z nią walczyć. Mimo że podejrzewała kto się zgłosi. Ku jej zaskoczeniu Rasia nie była pierwsza.
– Dula. – nic jej to imię nie mówiło. – Podejdźcie i ustawcie się na macie. – trener, jak za każdym razem przypomniało dwie podstawowe zasady. – Zakaz używania mocy i wygrywa osoba, która zmusi przeciwnika do poddania.
Akurat do tego nie miała zamiaru dopuścić. Będzie walczyła do samego końca.
Dziewczynę zaskoczyło to, że ta miała za paskiem spodni, wiele broni. Najbardziej widok wachlarzy. Miała wrażenie, że miała ogromne szczęście. Walka bez używania swoich nadzwyczajnych zdolności, ułatwił jej sprawę.
CZYTASZ
VILLAINS (ZAKOŃCZONA)
FantasyElegia została wychowana przez potwora. A nawet dwa. Oboje oczekują od niej jednego. Chociaż próbuje je spełnić, nie jest w stanie. Nie jest taka jak oni - wyjątkowa. Dlatego przyjęcie pomocy, kogoś znacznie gorszego, mogło być dla niej zarówno ratu...