Rozdział 9

12 5 0
                                    

Rozglądała się po ogromnym pomieszczeniu. W którym znajdowało się mnóstwo sprzętów treningowych. Na samą myśl o kilku godzinnym ćwiczeniu, miała ogromną ochotę wrócić do łóżka. Tym większą, gdy kątem oka zauważyła Graspa. Chłopak jej się przyglądał z zaciekawieniem. Było jasne dlaczego. W końcu wątpiła, żeby wiele osób mogłoby oprzeć się jego mocy. Jej się udało. Akurat w tym miała wprawę.

– Dla tych, którzy są nowi. Przez kilka godzin będziecie ćwiczyć po pół godziny na każdy sprzęt. O jedenastej czeka was wyścig. Mimo to radzę się nie obijać. Macie być wytrzymali. W końcu bohater nie powinien przewyższać was kondycją. – akurat on wiedział to najlepiej. Wystarczył jeden jego błąd, by przez resztę życia być nikim. Chciał, odwróci uwagę Mista. Gdy ten ratował ludzi, miał zamiar uciec. Niestety nie zdążył, ponieważ kawałek budynku poleciał w jego stronę. Leżał cały połamany pod gruzami. Przynajmniej tak myślał. W rzeczywistości pręt uszkodził mu kręgosłup. Mist zabrał go do szpitala, tylko dzięki ich szybkiej reakcji mógł chodzić. Nigdy jednak nie wrócił do dawnej sprawności. Na domiar złego ten pozwolił mu odejść. Tak stał się pośmiewiskiem. Nienawidził go za to. Mógł pozwolić mu skonać. – Zaczynajcie.

Elegia rozejrzała się i poszła w stronę najbliższego wolnego urządzenia. Zresztą to nie wyglądało, jakby było przesadnie wymagające. Chwyciła za rączki i przyciągnęła maszynę do siebie, co sprawiło, że krzesło się uniosło. Nie było to przesadnie skomplikowane. Pół godziny sprawiło, że miała już dosyć. Zwłaszcza jej ręce. Dlatego następny przyrząd był na mięśnie nóg. Ćwiczyła powoli z prostej przyczyny. Nie wiele wcześniej uprawiała sportu, a czekał ją jeszcze ponad godzinny bieg.

– Cześć my się chyba nie znamy.

Carniege skrzywiła się na osobę biegnącą obok niej. Oczywiście, że na ostatnie trzydzieści minut ktoś musiał się do niej przyczepić. Ledwo udawało jej się zachować rytm oddechu i biegu, a tu jeszcze ktoś tak irytujący. W końcu ta w ogóle nie wyglądała na zmęczoną. Zapewne widziała, ją podczas walk, lecz w ogóle jej nie kojarzyła. Zresztą nie miała dla niej znaczenia.

– To niesamowite, że ktoś dał Antuzie lekcję pokory. – kontynuowała, nie zważając na niechęć rozmówczyni. Zresztą tutaj większość się tak zachowuje. Banda gburów. – Na dodatek zrobiłaś to, bez używania mocy.

– Możesz przestać. – wzięła głębszy oddech. – Nie chcę rozmawiać.

– W porządku nie musisz odpowiadać. – westchnęła. Już wolała, żeby ktoś ją zaatakował. Byłby to znacznie ciekawsze. – Nie boisz się sióstr Chilles? W końcu żadna z nich nie lubi przegrywać i pewnie przy kolejnej okazji będą próbowały cię uszkodzić.

– Mogą spróbować. Nie obchodzi mnie to.

Była to prawda. W końcu, nawet jeśli zagrożenie z ich strony było realne, obecnie walczyła o życie. Na pewno będzie musiała częściej ćwiczyć. Adrenalina potrafi wiele, ale nie będzie powodować cudów.

– Naprawdę? Łał.

Akurat wtedy trener kazał im przestać. Zagwizdał i kazał wszystkim wyjść na dwór. Dziewczyna słuchała uważnie, jak będzie przebiegała trasa. Nie łudziła się, że będzie w czołówce. Zależało jej jedynie by nie być ostatnią. Zawsze to coś.

– Trasa biegnie przez las, ten ciągnie się dookoła kampusu. Waszym celem jest dobiegnięcie prosto do stołówki. Tam zapiszę wasz czas. Ten, kto nie zdąży przed trzynastą, będzie mógł spakować walizki. Wyjdzie z akademii, bez możliwości powrotu, a rodzinę pokryje wstydem.

Serce dziewczyny zaczęło bić w zawrotnym tempie. Kolejny powód, żeby być w oczach rodziców nikim. Nie mogła na to pozwolić. Musiała zrobić wszystko, co była w stanie, żeby nie zostać wyrzuconą.

VILLAINS (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz