Pov. Santia
Ja nie byłam bogata. Grzegorz był.
Zostawiłam telefon na podłodze i podeszłam do walizek. Wyciągnęłam z jednej z nich krótkie spodenki i prostą koszulkę. Nie zamierzałam zmieniać stylu i ubierać się w markowe ciuchy.
Weszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie brud i zmęczenie długą podróżą. Cieszyłam się, że nie należę do tych dziewczyn, które muszą godzinami układać włosy. Na szczęście odziedziczyłam po mamie lekkie fale i wystarczyło wysuszyć włosy, żeby same się w nie ułożyły. Założyłam na siebie to, co wcześniej wybrałam, i postanowiłam zrobić małą wycieczkę po domu, a przy okazji poszukać czegoś do przegryzienia.
Dziwnie było chodzić po tym domu samotnie. Czułam się jak intruz. Dużo czasu minie, zanim przyzwyczaję się do mieszkania tutaj, a przede wszystkim zanim przywyknę do luksusów i rozmiarów tego miejsca. W naszym starym mieszkaniu wystarczyło lekko podnieś głos, żebyśmy się wzajemnie słyszały. Tutaj było to zupełnie niemożliwe.
Skierowałam się do kuchni z nadzieją, że nie zgubię się po drodze. Umierałam z głodu, musiałam pilnie dostarczyć organizmowi jakiegoś śmieciowego jedzenia. Gdy weszłam do kuchni, niestety, nie byłam w niej sama.
Ktoś buszował w lodówce. Widziałam jedynie pokryty ciemnymi włosami czubek głowy tej osoby. W chwili gdy miałam się odezwać, rozległo się ogłuszające szczekanie i tak mnie przestraszyło, że zaczęłam piszczeć jak mała dziewczynka. Podskoczyłam ze strachu, a głowa z lodówki wysunęła się ponad drzwi, żeby zobaczyć, kto się tak wydziera.
Ale to nie jej właściciel tak mnie wystraszył - na środku kuchni siedział czarny pies, wprawdzie piękny, ale patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie pożreć. Wydawało mi się, że to labrador, ale nie byłam pewna. Po chwili stanął obok niego właściciel ciemnowłosej głowy.
Spojrzałam z zaciekawieniem, jak również z uznaniem na chłopaka, który musiał być synem Grzegorza - Borysem Ryskalą. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy go zobaczyłam, to: Ale oczy! Były w kolorze nieba, tak jasne jak ściany w moim pokoju i kontrastowały radykalnie z kruczoczarnymi włosami, zmierzwionymi i mokrymi od potu. Najwyraźniej trenował, bo był w getrach i obcisłej koszulce bez rękawów. Rety, był bardzo przystojny, musiałam to przyznać, ale te myśli nie przysłaniały mi faktu, z kim mam do czynienia: oto mój przyszywany brat, z którym przyjdzie mi mieszkać przez cały najbliższy rok, co, jak podejrzewałam, będzie potworną torturą... Jego pies powarkiwał, jakby czytał mi w myślach.
- Ty jesteś Borys, prawda? - spytałam, usiłując zapanować nad strachem przed diabelskim zwierzęciem, które nie przestawało na mnie warczeć. Zaskoczył mnie i zdenerwowało, że Borys spojrzał na psa i uśmiechnął się tylko.
- We własnej osobie - potwierdził, przenosząc wzrok znów na mnie. - A ty musisz być córką nowej kobiety mojego ojca - nie mogłam uwierzyć, że wypowiada te słowa tak ozięble
Borys zmarszczył brwi,
- Masz na imię...? - spytał, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i niedowierzania.
Nie znał mojego imienia? Nasi rodzice się pobrali, matka i ja przeprowadziłyśmy się do ich domu, a on nie wiedział, jak mam na imię?
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.