🌺 42 🌺

234 8 2
                                    

Pov. Santia

         Wszyscy obecni w pomieszczeniu uformowali wianuszek wokół nas i niemal wstrzymywali oddechy, skupiając na nas całą uwagę.

      - Co ty tu, do cholery, robisz? - spytał z takim ładunkiem hamowanej wściekłości, że zaczęłam bać się o życie.

   Gdybym spojrzeniem można było zabić, już byłabym martwa, złożona w grobie i pogrzebana.

       - Zdziwiony, że doszłam aż tu na piechotę? - starałam się nie dać zastraszyć jego postawnej sylwetce i tym wielkim muskułom. - Jesteś skończonym dupkiem, wiesz o tym?

     Borys zaśmiał się krótko i sucho.

        - Nie masz pojęcia, w co się wpakowałaś, Santia? - wymamrotał i zbliżył się do mnie tak bardzo, że mogłam poczuć ciepło jego ciała. - W domu możemy być rodzeństwem - ciągnął tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć - ale wszystko, co dzieje się poza tamtymi ścianami, to moja sprawa i nie zamierzam więcej znosić żadnych twoich pierdół.

     Wbiłam w niego wzrok i wytrzymałam jego spojrzenie, nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo przerażały mnie jego słowa i zachowanie. Naoglądałam się w życiu wystarczająco dużo przemocy, nie miałam ochoty na kolejną dawkę.

        - Idź do diabła! - wrzasnęłam i odwróciłam się na pięcie, żeby natychmiast stamtąd uciec. Jakaś ręka złapała mnie za ramię i powstrzymała przed zrobieniem kolejnego kroku. - Puszczaj - rozkazałam i odwróciłam głowę w jego stronę, żeby zdał sobie sprawę, jak bardzo serio to mówię.

    Uśmiechnął się i spojrzał na wszystkich, którzy nas otaczali.

       - Z kim przyjechałaś? - tym razem patrzył już tylko na mnie.

    Przełknęłam ślinę, nie miałam najmniejszego zamiaru mu odpowiadać.

       - Kto cię przywiózł?! - wrzasnął tak, że aż podskoczyłam. To była kropla, która przelała czarę.

        - Puszczaj mnie, ty chu...! - zaczęłam krzyczeć, ale nic to nie dało, trzymał mnie tak mocno, że aż bolało

       Wtedy odezwał się ktoś ze stojących obok.

        - Ja wiem, z kim ona przyjechała - powiedział jeden bardzo gruby chłopak, na którego ciele nie zamieściłby się już ani jeden tatuaż. - Weszła z Dawidem .

        - Przyprowadźcie go - rozkazał.

      Mój przyszywany brat zachowywał się jak rasowy gangster i naprawdę zaczynałam się bać. W końcu serdecznie pożałowałam, że go uderzyłam - nie, żeby sobie nie zasłużył, ale wyszło na to, że zadarłam z samym diabłem.

     Po dwóch minutach w kuchni zjawił się Dawid, a tłum rozstąpił się, żeby wpuścić go do środka naszego kółeczka. Patrzył na mnie, jakbym go zdradziła albo coś takiego.

     Co było nie tak z tymi ludźmi?

         - Ty ją tu przywiozłeś? - spokojnie zapytał Borys.

       Dawid wahał się przez chwilę, ale w końcu skinął głową. Patrzył Borysowi w oczy, ale widziałam, że się go boi.

       Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, Borys uderzył go pięścią w brzuch, tak że Dawid zwinął się z bólu.

         Krzyknęłam z przerażenia, ze strachu o Dawida i z powodu tego bólu w piersi, który zawsze mnie dopadał, gdy byłam świadkiem jakiejkolwiek przemocy. Poczułam skurcz w sercu i musiałam się powstrzymywać, żeby nie uciec.

          - Nie rób tego więcej - spokojnie i powoli powiedział Borys.

       Potem odwrócił się do mnie, złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia.

        Nie miałam sił się opierać. Dotarliśmy pod drzwi, gdzie się zatrzymał. Wyciągnął z kieszeni komórkę, zaklął pod nosem i odebrał połączenie przychodzące.

            - Czekaj tu na mnie - rozkazał zdecydowanie i zaczął szukać jakiegoś miejsca, w którym nie przeszkadzaliby mu ludzie i muzyka. Stanął w pewnym oddaleniu, w kącie, tak że miał mnie na widoku; lepiej więc było spokojnie czekać.

              - Wszystko w porządku? - zapytał jakiś koleś, który kręcił się w pobliżu.

                - Szczerze mówiąc, nie bardzo - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Oparłam się o parapet. Pewne wspomnienia, które trzymałam zakopane głęboko na dnie świadomości, dokładnie w tej chwili zaczęły się kotłować w mojej głowie i mnie niepokoić. - Chyba jest mi słabo.

                  - Masz, napij się - chłopak podał mi kubek z jakimś napojem.

          Chwyciłam go, nie sprawdzając nawet, co jest w środku. Tak bardzo zaschło mi w gardle, że chciałam się po prostu napić czegokolwiek. Wypiłam duszkiem całą zawartość kubka. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam wściekłego Borysa biegnącego w moją stronę.

                  - Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął, po czym wyrwał mi kubek z ręki.

          Chciałam odpowiedzieć, ale Borys nie patrzył na mnie. Odwrócił się do chłopaka, który wręczył mi napój, chwycił go za koszulkę i niemal podniósł z ziemi.

                   - Co za gówno jej tam dosypałeś? - dopytywał, potrząsając nim mocno.

           Z przerażeniem spojrzałam na pusty kubek.

     O cholera!

                                     

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz