Pov. Santia
Wszyscy obecni w pomieszczeniu uformowali wianuszek wokół nas i niemal wstrzymywali oddechy, skupiając na nas całą uwagę.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - spytał z takim ładunkiem hamowanej wściekłości, że zaczęłam bać się o życie.
Gdybym spojrzeniem można było zabić, już byłabym martwa, złożona w grobie i pogrzebana.
- Zdziwiony, że doszłam aż tu na piechotę? - starałam się nie dać zastraszyć jego postawnej sylwetce i tym wielkim muskułom. - Jesteś skończonym dupkiem, wiesz o tym?
Borys zaśmiał się krótko i sucho.
- Nie masz pojęcia, w co się wpakowałaś, Santia? - wymamrotał i zbliżył się do mnie tak bardzo, że mogłam poczuć ciepło jego ciała. - W domu możemy być rodzeństwem - ciągnął tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć - ale wszystko, co dzieje się poza tamtymi ścianami, to moja sprawa i nie zamierzam więcej znosić żadnych twoich pierdół.
Wbiłam w niego wzrok i wytrzymałam jego spojrzenie, nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo przerażały mnie jego słowa i zachowanie. Naoglądałam się w życiu wystarczająco dużo przemocy, nie miałam ochoty na kolejną dawkę.
- Idź do diabła! - wrzasnęłam i odwróciłam się na pięcie, żeby natychmiast stamtąd uciec. Jakaś ręka złapała mnie za ramię i powstrzymała przed zrobieniem kolejnego kroku. - Puszczaj - rozkazałam i odwróciłam głowę w jego stronę, żeby zdał sobie sprawę, jak bardzo serio to mówię.
Uśmiechnął się i spojrzał na wszystkich, którzy nas otaczali.
- Z kim przyjechałaś? - tym razem patrzył już tylko na mnie.
Przełknęłam ślinę, nie miałam najmniejszego zamiaru mu odpowiadać.
- Kto cię przywiózł?! - wrzasnął tak, że aż podskoczyłam. To była kropla, która przelała czarę.
- Puszczaj mnie, ty chu...! - zaczęłam krzyczeć, ale nic to nie dało, trzymał mnie tak mocno, że aż bolało
Wtedy odezwał się ktoś ze stojących obok.
- Ja wiem, z kim ona przyjechała - powiedział jeden bardzo gruby chłopak, na którego ciele nie zamieściłby się już ani jeden tatuaż. - Weszła z Dawidem .
- Przyprowadźcie go - rozkazał.
Mój przyszywany brat zachowywał się jak rasowy gangster i naprawdę zaczynałam się bać. W końcu serdecznie pożałowałam, że go uderzyłam - nie, żeby sobie nie zasłużył, ale wyszło na to, że zadarłam z samym diabłem.
Po dwóch minutach w kuchni zjawił się Dawid, a tłum rozstąpił się, żeby wpuścić go do środka naszego kółeczka. Patrzył na mnie, jakbym go zdradziła albo coś takiego.
Co było nie tak z tymi ludźmi?
- Ty ją tu przywiozłeś? - spokojnie zapytał Borys.
Dawid wahał się przez chwilę, ale w końcu skinął głową. Patrzył Borysowi w oczy, ale widziałam, że się go boi.
Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, Borys uderzył go pięścią w brzuch, tak że Dawid zwinął się z bólu.
Krzyknęłam z przerażenia, ze strachu o Dawida i z powodu tego bólu w piersi, który zawsze mnie dopadał, gdy byłam świadkiem jakiejkolwiek przemocy. Poczułam skurcz w sercu i musiałam się powstrzymywać, żeby nie uciec.
- Nie rób tego więcej - spokojnie i powoli powiedział Borys.
Potem odwrócił się do mnie, złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
Nie miałam sił się opierać. Dotarliśmy pod drzwi, gdzie się zatrzymał. Wyciągnął z kieszeni komórkę, zaklął pod nosem i odebrał połączenie przychodzące.
- Czekaj tu na mnie - rozkazał zdecydowanie i zaczął szukać jakiegoś miejsca, w którym nie przeszkadzaliby mu ludzie i muzyka. Stanął w pewnym oddaleniu, w kącie, tak że miał mnie na widoku; lepiej więc było spokojnie czekać.
- Wszystko w porządku? - zapytał jakiś koleś, który kręcił się w pobliżu.
- Szczerze mówiąc, nie bardzo - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Oparłam się o parapet. Pewne wspomnienia, które trzymałam zakopane głęboko na dnie świadomości, dokładnie w tej chwili zaczęły się kotłować w mojej głowie i mnie niepokoić. - Chyba jest mi słabo.
- Masz, napij się - chłopak podał mi kubek z jakimś napojem.
Chwyciłam go, nie sprawdzając nawet, co jest w środku. Tak bardzo zaschło mi w gardle, że chciałam się po prostu napić czegokolwiek. Wypiłam duszkiem całą zawartość kubka. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam wściekłego Borysa biegnącego w moją stronę.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął, po czym wyrwał mi kubek z ręki.
Chciałam odpowiedzieć, ale Borys nie patrzył na mnie. Odwrócił się do chłopaka, który wręczył mi napój, chwycił go za koszulkę i niemal podniósł z ziemi.
- Co za gówno jej tam dosypałeś? - dopytywał, potrząsając nim mocno.
Z przerażeniem spojrzałam na pusty kubek.
O cholera!
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.