🌺 29 🌺

210 9 0
                                    

Pov. Borys

                  Gdy wróciłem do stolika, właśnie przynieśli deser. Po dziesięciu minutach, podczas których rozmowa krążyła niemal wyłącznie wokół ojca i jego nowej żony, uznałem że wystarczy już odgrywania dobrego synka jak na jeden dzień.

           - Przykro mi, ale muszę już iść - wyjaśniłem, patrząc na ojca, który zmarszczył lekko czoło.

            - Jedziesz do Bartka? - spytał, a ja przytaknąłem, usiłując nie patrzeć na zegarek. - Jak idzie sprawa?

                       Powstrzymałem się przed westchnięciem z rezygnacją i nakłamałem najlepiej, jak umiałem.

              - Jego ojciec zwalił na nas przygotowanie wszystkich dokumentów. Podejrzewam, że zanim dostaniemy jakąś prawdziwą sprawę, którą będziemy mogli zająć się samodzielnie, miną całe lata... - zauważyłem, że Santia przygląda mi się wnikliwie i z zainteresowaniem.

               - Co studiujesz? - spytała, a w jej spojrzeniu zobaczyłem dezorientację. Zaskoczyłem ją...

               - Prawo - odpowiedziałem i przez chwilę rozkoszowałem się tym, jakie to zrobiło na niej wrażenie. - Zaskoczona? - najwyraźniej całkiem straciła rezon i bawiło mnie to.

                         Zmieniła taktykę i spojrzała na mnie wyniośle.

                 - Muszę przyznać, że tak - oświadczyła prosto z mostu. - Sądziłam, że na tym kierunku trzeba mieć coś w głowie.

                   - Santia! - wrzasnęła jej matka ze swojego miejsca.

                              Ta gówniara zaczynała mnie irytować.
                               Zanim zdążyłem coś powiedzieć, ojciec się wtrącił.

                     - Wy dwoje nie zaczęliście najlepiej - stwierdził, patrząc na mnie groźnie.

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz