Pov. Borys
O cholera!
- Co za gówno jej tam dosypałeś? - spytałem kretyna, którego trzymałem za koszulkę
Ten kutas tylko patrzył się na mnie z przerażeniem.
- Odpowiadaj! - wrzasnąłem, przeklinając dzień, w którym ta cała niby - siostra pojawiła się w moim życiu, i przeklinając Dawida za to, że przywiózł ją na taką imprezę.
- Dobra, gościu! - odpowiedział kretyn z wybałuszonymi oczami. - Burundangę - przyznał, kiedy przycisnąłem go do ściany.
Cholera... To była skopolamina - lek, który złamasy wrzucają dziewczynom do drinków, żeby je zgwałcić. Jest bezbarwny i bezwonny, dlatego łatwo jest go podać tak, żeby nikt się nie zorientował.
Sama myśl o tym, co mogło się stać, zmąciła mi umysł i straciłem panowanie nad sobą. Jakim zjebem trzeba być, żeby zrobić coś takiego dziewczynie? Jak skończę z tym typem, to nie rozpoznają go, nawet jak się wylegitymuje. Zdaje się, że dzisiejszej nocy będę musiał poobijać sobie nieco pięści.
Uderzyłem go tyle razy, że straciłem rachubę.
- Borys, przestań - zawołał jakiś głos za moimi plecami. Wstrzymałem pięść, zanim zdążyłem po raz kolejny odcisnąć ją na twarzy tego sukisyna.
- Spróbuj jeszcze raz przynieść to gówno na moją imprezę, a to, co ci dziś zrobiłem, będziesz wspominać jako pieszczotę - nastraszyłem go, upewniając się, że usłyszał każde moje słowo. - Zrozumiano?
Zataczając się i krwawiąc, zjeb oddalił się jak najszybciej.
Odwróciłem się.
Santia była śmiertelnie przerażona.
Kiedy zobaczyłem ją w tym stanie, coś we mnie drgnęło. Cholera jasna, chociaż ledwo ją znosiłem i najchętniej zabiłbym ją gołymi rękami, nikt nie zasługiwał na to, żeby podawać mu narkotyki bez jego zgody. Przerażenie na twarzy dziewczyny świadczyło o tym, że tego wszystkiego było już dla niej za wiele.
Podszedłem, przypatrując się jej uważnie i usiłując opanować gniew. Gdy byłem już blisko, cofnęła się o kilka kroków i wpatrywała we mnie zszokowana, przestraszona i drżąca
- Santia, kurde! Nie zrobię ci krzywdy, OK? - czułem się jak przestępca, chociaż w rzeczywistości ja akurat nic jej nie zrobiłem.
Kiedy wysadzałem ją z auta, sądziłem, że zaraz zadzwoni do matki i wróci z rodzicami do domu. Nie wpadłem na to, że może wsiąść do samochodu z pierwszym dzbanem, który się zatrzyma, i że pojedzie prosto na imprezę, na której nie powinno być takich dziewczynek jak ona.
- Co mi daliście? - nerwowo przełykała ślinę i patrzyła na mnie, jakbym był samym diabłem
Westchnąłem i popatrzyłem na sufit, żeby móc spokojnie pomyśleć. Przed chwilą dzwonił ojciec, żeby zapytać, gdzie do cholery, podziewa się Santia. Jej matka się niepokoiła, więc powiedziałem, że Santia zaraz do niej oddzwoni, że pojechała ze mną do kolegi i teraz ogląda film z jego siostrą.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.