🌺 34 🌺

216 10 1
                                    

Pov. Santia

          - Czy ty masz coś z głową? - wrzasnęłam, kiedy ruszył w kierunku fotela kierowcy.

          - Może się w końcu nauczysz... - rzucił mi znad ramienia, a gdy odwrócił głowę, mogłam zobaczyć, że jego twarz była niewzruszona jak lodowy posąg. - Nie zamierzam pozwalać, żebyś tak się do mnie odzywała. Mam dość własnych problemów, żebym musiał jeszcze znosić twoje gówniarskie fochy. Zamów taksówkę albo zadzwoń do matki, ja jadę.

                    Po tych słowach wsiadł do samochodu i zapalił silnik.

                    Poczułam, że zaczynają mi się trząść ręce.

            - Borys, nie możesz mnie tu zostawić! - zawyłam, gdy samochód drgnął, po czym z piskiem opon ruszył z miejsca, w którym stał jeszcze sekundę temu. - Borys!

                     Ale odpowiedzią na mój krzyk była jedynie głucha cisza, która sprawiła, że serce zaczęło walić mi jak szalone.
                      To jeszcze nie był środek nocy, ale nie świecił księżyc. Usiłowałam opanować strach i absurdalną chęć, żeby zabić tego sukinkota, który w mój pierwszy dzień w tym mieście zostawił mnie pośrodku niczego.
                       Chwyciłam się nadziei, że Borys po mnie wróci, ale gdy mijały kolejne minuty, martwiłam się coraz bardziej. Wyciągnęłam telefon z torebki i zobaczyłam, że jest rozładowany, cholerny badziew się wyłączył. Cholera jasna! Jedyne, co mogłam teraz zrobić i co było tak samo przerażające jak zostanie tutaj, to spróbować złapać stopa i modlić się, żeby jakaś cywilizowana dorosła osoba zlitowała się nade mną i zawiozła mnie do domu. Wtedy z przyjemnością policzę się z tym wcieleniem zła w osobie przyszywanego brata, bo nie zamierzałam tak tego zostawić. Ten dzban nie miał pojęcia, z czym ani z kim igrał.
                            Zobaczyłam samochód nadjeżdżający od strony klubu jachtowego i mogłam tylko się modlić, żeby to był mercedes Grzegorza.
                              Podeszłam tak blisko jezdni, jak się dało, żeby mnie nie przejechali, i podniosłam rękę z wystawionym kciukiem, tak jak widziałam na filmach. Miałam świadomość, że w połowie tych filmów dziewczyna poszukująca transportu kończyła zamordowana i wyrzucona do rowu. Ale byłam zmuszona przymknąć oko na ten ,,drobny szczegół".
                               Pierwszy samochód przejechał, nie zwalniając, drugi zaoferował mi wiązankę obelg, trzeci skomentował mnie w najbardziej obleśny sposób, jaki można sobie wyobrazić, a czwarty... Czwarty zatrzymał się na poboczu metr o miejsca, w którym stałam.

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz