Pov. Santia
Narkotyki. Pięknie. A mojemu towarzyszowi wydawało się to zabawne... Cholera! W co ja się wpakowałam?
Omiotłam wzrokiem pary porozkładane na kanapach i te podrygujące w rytm muzyki i zdałam sobie sprawę, że były tu zarówno bogate dzieciaki w najdroższych ciuchach, jak i ludzie, którzy prawdopodobnie pochodzili z najgorszych dzielnic. Wybuchowa mieszanka, bez dwóch zdań.
- To chyba nie był najlepszy pomysł - chciałam wyznać nowemu koledze, ale zorientowałam się, że już siedzi na jednej z kanap i trzyma w ręce butelkę piwa.
- Santia, chodź! - pociągnął mnie za rękę, tak że wylądowałam na jego kolana - Zabawimy się dzisiaj... Nie marnuj nocy na tego sukinsyna - poradził mi. Spięłam się, gdy poczułam jego dłonie na włosach, a potem na ramionach.
Natychmiast zerwałam się na równe nogi.
- Mam tu coś do załatwienia - skrzywiłam się. Nie ulegało wątpliwości, że pomyliłam się co do Dawida. - Dziękuję za podwózkę - odwróciłam się i odeszłam.
Nie wiedziałam za dobrze, co mam zrobić, skoro już tu byłam i skoro właśnie spławiłam jedynego gościa, który był jeszcze na tyle trzeźwy, że mógłby odwieźć mnie do domu, nie rozbijając samochodu na najbliższym drzewie. Jednak nie mogłam przestać myśleć o tym, jaką minę zrobi Borys, gdy mnie zobaczy. Chyba że Dawid mnie okłamał i próbował tylko zwabić na tę szatańską imprezę... Mimo tych wątpliwości nie zamierzałam wychodzić, zanim nie zrobię tego, po co przyjechałam.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.