🌺 46 🌺

83 5 1
                                    

Pov. Borys

Jednym palcem delikatnie pogładziłem jej tatuaż, taki malutki w porównaniu z moim, i poczułem, że oboje dostaliśmy gęsiej skórki. Nieprzytomna Santia poruszyła się niespokojnie, a ja poczułem coś w żołądku, coś dziwnego i nieprzyjemnego.

Chwyciłem kierownicę i zapaliłem silnik, zapinając wcześniej pas bezpieczeństwa. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w jej tatuaż. Wziąłem głęboki wdech i skupiłem się na jeździe. Na szczęście zdążyłem wypić tylko jednego szota i jedno piwo, więc spokojnie dojechałem do domu.

Światła przed domem były jak zawsze zapalone. Było po drugiej. Modliłem się, żeby rodzice twardo spali. Santia była już całkiem na orbicie i nie mogłem pozwolić, żeby ktoś się o tym dowiedział.

Zaparkowałem na swoim miejscu i wysiadłem, usiłując nie narobić hałasu. Ostrożnie rozpiąłem jej pasy i wziąłem ją na ręce. Była rozpalona i zaniepokoiłem się, że gorączka podskoczyła jej do naprawdę alarmującej wysokości.

- Gdzie jesteśmy? - spytała tak cicho, że ledwie mogłem ją usłyszeć.

- W domu - odpowiedziałem uspokajająco. Równocześnie usiłowałem jakimś cudem otworzyć drzwi z nią w ramionach.

W środku panowała ciemność, poza punkcikiem światła z małej lampki stojącej na szafce w przedpokoju. Od kiedy Marika się wprowadziła, zawsze zostawiała jedną z tych lampek zapaloną przez całą noc.

Trzymając Santię w ramionach, wszedłem po schodach i kiedy dotarliśmy do jej pokoju, odetchnąłem z ulgą. W środku było zupełnie ciemno. Jej ręce oplatające moją szyję zesztywniały i chwyciły mnie mocniej.

Dziwiłem się, że była wciąż przytomna. Szybko podszedłem do łóżka, żeby mogła już się odprężyć i żeby było jej wygodnie.

- Nie... - powiedziała przestraszonym głosem.

- Spokojnie - odparłem zaskoczony siłą, z jaką się mnie trzymała.

- Nie zostawiaj mnie samej... boję się - poprosiła. W jej głosie słychać było przerażenie. Zdziwiła mnie jej prośba, bo sądziłem, że to ja jestem powodem jej strachu, dlatego nie mogłem zrozumieć, dlaczego pragnęła mojego towarzystwa.

- Santia, to jest twój pokój... - usiadłem na łóżku z nią w ramionach.

Co za dziwne uczucie.

Nagle otworzyła oczy i spojrzała na mnie przerażona.

- Światło... - powiedziała zduszonym głosem, jakby każde słowo kosztowało ją mnóstwo wysiłku.

Rozejrzałem się zdziwiony. Żadne światło się nie paliło.

- Zapal je - niemal błagała.

Przyjrzałem jej się przez chwilę i zrozumiałem, że nie boi się tego, że jestem z nią w jej pokoju, ani tego, że jest odurzona narkotykami i niemal nie może się ruszyć... Boi się ciemności.

- Boisz się ciemności? - spytałem, równocześnie wychylając się, wciąż z nią w ramionach, żeby zapalić nocną lampkę.

Jej ciało natychmiast się rozluźniło.

Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, czemu ta dziewczyna musi być taka skomplikowana. Wstałem i ułożyłem ją na poduszkach.

Przyglądałem się jej przez chwilę, żeby upewnić się, czy równo oddycha. Na szczęście Santia miała mocny organizm.

- Wynoś się z mojego pokoju - zażądała nagle i od razu jej posłuchałem.

To była najrozsądniejsza rzecz, jaką zrobiłem tej nocy.

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz