Pov. Borys
Jednym palcem delikatnie pogładziłem jej tatuaż, taki malutki w porównaniu z moim, i poczułem, że oboje dostaliśmy gęsiej skórki. Nieprzytomna Santia poruszyła się niespokojnie, a ja poczułem coś w żołądku, coś dziwnego i nieprzyjemnego.
Chwyciłem kierownicę i zapaliłem silnik, zapinając wcześniej pas bezpieczeństwa. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w jej tatuaż. Wziąłem głęboki wdech i skupiłem się na jeździe. Na szczęście zdążyłem wypić tylko jednego szota i jedno piwo, więc spokojnie dojechałem do domu.
Światła przed domem były jak zawsze zapalone. Było po drugiej. Modliłem się, żeby rodzice twardo spali. Santia była już całkiem na orbicie i nie mogłem pozwolić, żeby ktoś się o tym dowiedział.
Zaparkowałem na swoim miejscu i wysiadłem, usiłując nie narobić hałasu. Ostrożnie rozpiąłem jej pasy i wziąłem ją na ręce. Była rozpalona i zaniepokoiłem się, że gorączka podskoczyła jej do naprawdę alarmującej wysokości.
- Gdzie jesteśmy? - spytała tak cicho, że ledwie mogłem ją usłyszeć.
- W domu - odpowiedziałem uspokajająco. Równocześnie usiłowałem jakimś cudem otworzyć drzwi z nią w ramionach.
W środku panowała ciemność, poza punkcikiem światła z małej lampki stojącej na szafce w przedpokoju. Od kiedy Marika się wprowadziła, zawsze zostawiała jedną z tych lampek zapaloną przez całą noc.
Trzymając Santię w ramionach, wszedłem po schodach i kiedy dotarliśmy do jej pokoju, odetchnąłem z ulgą. W środku było zupełnie ciemno. Jej ręce oplatające moją szyję zesztywniały i chwyciły mnie mocniej.
Dziwiłem się, że była wciąż przytomna. Szybko podszedłem do łóżka, żeby mogła już się odprężyć i żeby było jej wygodnie.
- Nie... - powiedziała przestraszonym głosem.
- Spokojnie - odparłem zaskoczony siłą, z jaką się mnie trzymała.
- Nie zostawiaj mnie samej... boję się - poprosiła. W jej głosie słychać było przerażenie. Zdziwiła mnie jej prośba, bo sądziłem, że to ja jestem powodem jej strachu, dlatego nie mogłem zrozumieć, dlaczego pragnęła mojego towarzystwa.
- Santia, to jest twój pokój... - usiadłem na łóżku z nią w ramionach.
Co za dziwne uczucie.
Nagle otworzyła oczy i spojrzała na mnie przerażona.
- Światło... - powiedziała zduszonym głosem, jakby każde słowo kosztowało ją mnóstwo wysiłku.
Rozejrzałem się zdziwiony. Żadne światło się nie paliło.
- Zapal je - niemal błagała.
Przyjrzałem jej się przez chwilę i zrozumiałem, że nie boi się tego, że jestem z nią w jej pokoju, ani tego, że jest odurzona narkotykami i niemal nie może się ruszyć... Boi się ciemności.
- Boisz się ciemności? - spytałem, równocześnie wychylając się, wciąż z nią w ramionach, żeby zapalić nocną lampkę.
Jej ciało natychmiast się rozluźniło.
Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, czemu ta dziewczyna musi być taka skomplikowana. Wstałem i ułożyłem ją na poduszkach.
Przyglądałem się jej przez chwilę, żeby upewnić się, czy równo oddycha. Na szczęście Santia miała mocny organizm.
- Wynoś się z mojego pokoju - zażądała nagle i od razu jej posłuchałem.
To była najrozsądniejsza rzecz, jaką zrobiłem tej nocy.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.