Pov. Santia
- Chyba jednak będziesz musiał, bo nie zamierzam się stąd ruszać - odparłam, patrząc na niego tak chłodno, jak on patrzył na mnie.
Wtedy wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyszedł z auta, zostawiając otwarte drzwi. Siedziałam jak sparaliżowana, gdy obchodził samochód z tyłu i zbliżał się do moich drzwi.
Muszę przyznać, że gdy ten gość się zdenerwował, to można było się go przestraszyć, a w tamtej chwili był wkurzony jak nigdy. Serce zaczęło walić mi jak szalone, gdy odezwało się we mnie to znajome, przytłaczające uczucie - strach.
Otworzył drzwi jednym szarpnięciem i powtórzył to, co już wcześniej powiedział.
- Wysiadaj.
W mojej głowie wszystko się zakotłowało. Chyba zwariował, przecież nie może mnie tu zostawić w środku otoczonej drzewami drogi w kompletnych ciemnościach.
- Nie zamierzam - powiedziałam i poczułam złość na siebie za to, że trząsł mi się głos. Nieracjonalny strach zaczął wypełniać mój żołądek. Moje oczy obserwowały ciemność, która otaczała samochód, i wiedziałam, że jeśli ten idiota mnie tu porzuci, jestem zagubiona.
Tymczasem Borys znów mnie zaskoczył, kolejny raz negatywnie.
Pochylił się nade mną, rozpiął mi pasy i jednym ruchem wyciągnął mnie z auta, a wszystko to zrobił tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaprotestować. To się nie mogło dziać naprawdę.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.