Pov. Santia
Ostatnie, czego pragnęłam w tamtym momencie, to mieć jakieś długi wdzięczności wobec tego gbura, ale jeszcze mniejszą ochotę miałam na przesiadywanie z matką i jej mężem i oglądanie, jak ona się do niego klei, podczas gdy on popisuje się pieniędzmi i znajomościami.
Borys odwrócił się do mnie plecami i poszedł w stronę wyjścia.
Niechętnie pożegnałam się z matką i poszłam za nim. Dogoniłam go przy drzwiach wejściowych, a potem czekałam z założonymi rękami, aż przyprowadzą jego samochód.
Nie zdziwiłam się, gdy wyciągnął z kurtki pudełko papierosów i zapalił jednego. Patrzyłam, jak podnosi go do ust, po czym powoli i łagodnie wypuszcza dym. Ja nigdy nie paliłam, nawet nie próbowałam, kiedy wszystkie moje koleżanki popalały w szkolnych łazienkach. Nie rozumiem, jaką przyjemność ludzie mogą czerpać z wdychania rakotwórczego dymu, który nie tylko pozostawia smród na ubraniu i włosach, ale także szkodzi tysiącom organów w ciele.
Borys, jakby czytał mi w myślach, odwrócił się do mnie i z drwiącym uśmieszkiem podał mi paczkę.
- Chcesz jednego, siostrzyczko? - spytał, po czym podniósł papierosa do ust i zaciągnął się głęboko.
- Nie palę... I tobie też bym nie radziła, jeśli nie chcesz zabić swojej ostatniej komórki mózgowej - zrobiłam krok w przód i stanęłam tak, żeby nie musieć na niego patrzeć.
Poczułam za plecami, że się do mnie zbliża, ale nie poruszyłam się nawet wtedy, gdy dmuchnął mi dymem w szyję.
- Uważaj sobie... albo cię tu zostawię i będziesz wracała na piechotę - ostrzegł mnie i zaraz po tym podstawiono jego samochód.
Starałam się go ignorować i podeszłam do auta. Jego terenówka była tak wysoka, że gdybym nie uważała, wszystko byłoby mi widać. Pożałowałam, że założyłam te głupie buty... Cała frustracja, gniew i smutek wzbierały we mnie przez całą kolację, a co najmniej pięć kłótni, które już odbyłam z tym kretynem, sprawiło, że był to najgorszy wieczór w moim życiu.
Sięgnęłam po pas bezpieczeństwa, a Borys zapalił silnik, położył rękę na zagłówku mojego siedzenia i zaczął cofać do głównej szosy. Nie zdziwiłam się, że zignorował małe rondo na końcu drogi dojazdowej, które zostało zaprojektowane wyłącznie po to, żeby zapobiegać takim wykroczeniom jak to, którego właśnie dokonał.
Nie mogłam powstrzymać jęku niezadowolenia, kiedy wyjechaliśmy na drogę główną. Poza terenem klubu mój przyszywany brat wcisnął gaz i przyspieszył do stu dwudziestu, świadomie ignorując znaki informujące o ograniczeniu do osiemdziesięciu.
Borys odwrócił twarz w moją stronę.
- A teraz o co ci chodzi? - zapytał opryskliwie zmęczonym tonem, jakby już kompletnie nie mógł ze mną wytrzymać.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanfictionŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.