🌺 48 🌺

105 8 3
                                    

Pov. Santia

    Spojrzałam na jego włosy zlewające się z czarnym satynowym prześcieradłem i jednym ruchem bez namysłu ściągnęłam z niego okrycie.

     Na szczęście nie był nagi, miał na sobie białe bokserki, których widok na chwilę mnie zdezorientował.

      Spał na brzuchu, więc mogłam podziwiać w całej okazałości jego szerokie plecy, umięśnione nogi i, trzeba to w końcu powiedzieć, jego fenomenalny tyłek.

       Rozkazałam sobie skupić się na tym, co istotne.

- Co się wydarzyło wczoraj? - prawie krzyknęłam i zaczęłam potrząsać jego ramieniem, żeby się obudził.

         Warknął rozzłoszczony i chwycił moją rękę, żebym przestała, wciąż z zamkniętymi oczami.

          Jednym ruchem pociągnął mnie na swoje łóżko.

           Musiałam usiąść obok niego. Próbowałam się wyrwać, ale mi nie pozwolił.

- Szlag, nawet naćpana się nie uspokoisz... - powtórzył swoje ulubione przekleństwo, w końcu otworzył oczy i na mnie spojrzał.

             Dwie niebieskie tęczówki wbiły się w moje oczy.

- Czego chcesz? - puścił mój nadgarstek i usiadł na łóżku.

                Natychmiast wstałam.

- Co mi zrobiłeś wczoraj, gdy byłam pod wpływem narkotyków? - dociekałam, obawiając się najgorszego.

                O matko... jeśli on mi coś zrobił...

                 Borys zmrużył oczy i spojrzał na mnie gniewnie.

- Wszystko - odpowiedział, tak że natychmiast całkowicie zbladłam.

                  Wtedy zaczął się śmiać, a ja walnęłam go w pierś.

- idiota! - poczułam, że krew znowu wypełnia mi policzki wściekłością.

                    Borys mnie zignorował i wstał z łóżka.

                    Wtedy ktoś jeszcze wszedł do pokoju: stworzenie włochate i tak ciemne jak jego właściciel i jak całe to przeklęte pomieszczenie.

- Azor, jesteś głodny? - spytał Borys, patrząc na mnie z rozbawieniem. - Mam tu dla ciebie smakowitą niespodziankę...

- Wychodzę - rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi. Nie chciałam już nigdy więcej widzieć tego imbecyla i świadomość, że to akurat jest niemożliwe, jeszcze bardziej mnie złościła.

                         Borys zatrzymał mnie w połowie drogi. Prawie wpadłam na jego odsłonięty tors.

                        Jego oczy szukały moich. Spojrzałam na niego nieufnie, ale też wyzywająco.

- Przykro mi z powodu wczorajszej nocy - zaczął i przez kilka cudownych sekund myślałam, że zamierza mnie przeprosić. O jakże się myliłam. - Tylko nie próbuj nikomu nic powiedzieć, bo mogę mieć kłopoty - skończył, a ja zrozumiałam, że chciał tylko chronić swój tyłek, a o mój zupełnie się nie martwił.

                             Zaśmiałam się drwiąco.

- Powiedział przyszły prawnik - skomentowałam złośliwie.

- Trzymaj język za zębami - poradził mi, ignorując mój komentarz.

- Albo co? - spytałam bezczelnie.

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz